sobota, 17 maja 2014

Akutalizacja!

 Huh, dawno mnie tu nie było... Pomyślałam, że coś napiszę, żeby nie było, że się nie interesuję. (w tym momencie przed nogami przelatuje suchy krzaczek)
 A więc, jak widać, nie ma rozdziału. Nie będzie w najbliższym czasie, przynajmniej póki nie mam weny. Tak więc, zawieszam bloga. Na razie.
 Co tu więcej mówić, mam nadzieję, że jeszcze zobaczymy się (jeśli ktoś tu jest ;_;) z nowym rozdziałem i będziemy kontynuować historię naszych bohaterów :)
 Pozdrawiam xx

czwartek, 10 kwietnia 2014

15. cz.2 "Czy ty coś do mnie czujesz?"

Starałam się i starałam...nie wiem,czy wystarczająco.Dużo się dzieje i muszę uważać,żeby się nie pogubić i czegoś nie pomylić,więc przepraszam za jakiekolwiek niezgodności...To tyle.
Enjoy.
*********************************************************************************


*Niall*


-Możemy się tu zatrzymać?-zaproponował Harry z podziwem pochłaniając wzrokiem widok ze popularnego Hollywodzkiego wzgórza,kojarzonego ze względu na ogromny napis „Hollywood”.Właśnie znajdowaliśmy się jakiś cztery kilometry od niego,dalej wstęp jest wzbroniony.Znak jest o wiele większy,niż się wydaje,kiedy obserwuje się go z bliska.
 Podszedłem bliżej bruneta w luźnej bordowej koszuli i spodniach z nogawkami podciągniętymi nad kolana.Starałem się podążyć za jego spojrzeniem;ciekawiło mnie,na co tak patrzy.Ot tam na dole,dostrzegł sporą lodziarnię.
-Pójdziemy tam potem?-spytał nie odrywając spojrzenia od budynku.-Fajnie wygląda,na pewno dają tam dobre lody.
 Położyłem mu rękę na ramieniu i lekko poklepałem.
-Nie wiem,stary,nie mam pojęcia.-obrócił się i spojrzał na mnie przez okulary przeciw słoneczne.Chciałem coś jeszcze dodać,gdy pojawiła się Victoria mówiąc,że Louis mnie woła.Oczywiście mnie nie wołał,a ona tylko chciała się mnie pozbyć,choć to bardzo dziwne.Vic rozmawia siedzi sobie obok Harrego jak gdyby nigdy nic i jeszcze żadne z nich nie wyciągnęło broni?Nie rozumiem.Już w ogóle przestałem cokolwiek ogarniać.
 Odgoniłem od siebie myśli o wczorajszym zajściu i podszedłem do Louisa i Zayna siedzących w ciszy w cieniu jednego z rozłożystych drzew.
-Gdzie Liam?-spytałem,gdy obaj podnieśli głowy i spojrzeli na mnie przymrużając oczy przed słońcem.Lou gestem ręki pokazał na bruneta stojącego kilkanaście metrów od nas.Był sam,kręcił się w kółko intensywnie nad czymś myśląc.
-Sophia do niego dzwoniła.-oznajmił Zayn.
 Skrzyżowałem ręce na piersiach i pokręciłem głową.
-Szkoda mi go.-chłopak wyciągnął komórkę z kieszeni,przez dłuższą chwilę patrzył na jej ekran,po czym lekko potrząsnął głową i ponownie schował urządzenie do kieszeni.Biedny,zmartwiony Liam.Gdyby jeszcze powiedział nam,jaki jest problem.Niestety,nie cierpi dzielić się takimi informacjami,zamiast tego zostaje sam i długo nad tym myśli.Trochę mnie to dziwi,ja nie potrafię rozwiązać problemu bez radzenia się innych,inaczej nie jestem pewien,czy to co robię jest słuszne.Wygląda na to,że Liam jest bardziej samodzielny niż ja.
 Mój wzrok powędrował na Paula rozmawiającego z Joe,potem na Vic stojącą w ciszy obok Harrego,a na koniec na Pam.Podobnie jak Liam,była sama,zajęta czytaniem tablicy z historią tego wzgórza.Poprawiła spięte w kok włosy opadające na błękitną bluzkę z wcięciem na plecach zastąpionym koronką,górna część jej stroju włożona była w szorty z wysokim stanem.Trzymała się za szelki swojego czarnego plecaka w rozmaite wzorki ze skupioną miną analizując tekst tablicy.
 Długo się jej przyglądałem,kompletnie pochłonięty przywoływaniem w głowie tego pocałunku.Był taki…dziwny.Przez to,że położyłem Pam pod siebie i zacząłem intensywnie obmacywać,zniknęła jakakolwiek subtelność,a ona się nie przeciwstawiała.Chciała tego?W takim razie,dlaczego nie zaprotestowała,gdy zaproponowałem,by o tym zapomnieć?
 Znów to moja wina.Cholera,czy ja mógłbym choć raz czegoś nie schrzanić?Powtórka sprzed trzech lat.Nikt poza mną i Pam nie wie,że ta idiotyczna historia już się zdarzyła,że teraz krążymy w błędnym kole i że zmarnowałem drugą szansę.Byłoby w porządku,gdybym nie dał jej odejść wtedy,na brzegu rzeki w Londynie,na ławce przed zamkniętą już kawiarnią,późnej nocy,kiedy nikogo nie było w pobliżu.Pierwszy raz ją pocałowałem i pierwszy raz obiecałem,że póki jesteśmy przyjaciółmi,to już się nie powtórzy.Więc tak,jestem kłamcą,w dodatku tchórzliwym.
 Spuściłem wzrok na ziemię zajęty kopaniem nogą w kamień.Ciekawe,czy ona też tak długo nad tym rozmyśla.Nie,na pewno nie…
-O czym tak myślisz?-Louis odwrócił moją uwagę.-Oh,czekaj-głupie pytanie.
-Jak mam o tym nie myśleć?Nie mogę,to silniejsze ode mnie…
 Zrezygnowany usiadłem obok chłopaka zwróconego tyłem do punktu obserwacyjnego.
-Nie mówię,że masz nie rozmyślać.Masz pełne prawo analizowania swojej porażki,od pocałowania jej i nie wyznania uczuć,do pocałowania jej i nie wyznania uczuć.
-Ale to to samo.
 Spojrzał na mnie z chamskim błyskiem w oku.
-No wiem.
 Świetnie.Wszyscy mnie nienawidzą.Jak już niszczyć sobie życie,to z hukiem!Okropna ironia…
 Myślałem,że będę mógł w spokoju „analizować swoją porażkę”,gdy brunet znów postanowił się odezwać.
-Wiesz,co?Zepsułeś to.Totalnie zmarnowałeś szansę.A wiesz,co ona do ciebie czuje?Ona…
 Zayn wybrał najlepszy moment by mu przerwać.
-Ej,zbieramy się.-oznajmił flegmatycznym tonem i powoli podniósł się z ziemi.
-Dobra,już idziemy.-zwróciłem się jeszcze do Louisa.-Kiedy wrócimy,masz mi dokończyć to,co chciałeś powiedzieć.
 Dołączyliśmy do reszty,która już gotowała się do dalszej drogi.Stali tam wszyscy,oprócz Pam.Rozejrzałem się,ale nie mogłem jej znaleźć.-Gdzie jest Pam?
 Victoria zaczęła ją nawoływać,ale bezskutecznie.Natychmiast zgłosiła to do Paula,który był już w dalszej drodze,ale zatrzymał się gdy usłyszał,że kogoś brakuje.
-Rozejrzyjcie się,nie mogła sobie po prostu pójść!-wszyscy zaczęliśmy denerwować się coraz bardziej,gdy z każdą minutą Pam nigdzie nie było widać.
-Co robimy?-spytała Victoria,którą chyba najbardziej ogarnęła panika.
-Niech ktoś do niej zadzwoni.-zaproponował Louis,co natychmiast  spotkało się z dezaprobatą Liama.
-Bez sensu,tu nie ma zasięgu.-odezwał się pewnie wbijając we mnie spojrzenie,jakby ode mnie wszystko zależało.-Powinniśmy się rozdzielić i przeszukać okolice,jeżeli już sobie poszła,to nie daleko.
-Czy wy choć raz nie możecie ustać w miejscu?-Paul pozostawił nam szukanie Pam,a sam zaczął wykonywać jakieś telefony wciąż chodząc od skraju wzgórza do tablic informacyjnych.
-Ostatni raz,kiedy ją widziałem,kręciła się obok pobocznej,ledwo widocznej dróżki,raczej nie przeznaczonej do zwiedzania.-wskazałem Liamowi palcem drogę,o której myślałem-Najbardziej prawdopodobne,że poszła właśnie tam.
 Chwilę popatrzył w tamtą stronę.
-Idź,skoro tak ci się wydaje.My poszukamy jeszcze wzdłuż drogi.
 Bez zastanowienia skierowałem się na wznoszący się dziki szlak między drzewami i zarośniętymi barierkami wspomagającymi chodzenie.Okazały się bardzo przydatne,mech pokrywający kamienie był cholernie śliski a piasek pod nogami zsypywał się w dół.
 Minęło dobre kilka minut,od kiedy ostatni raz słyszałem wołania reszty,a po Pam dalej nie było śladu.Może nie poszła w tą stronę?
 Zaczynało się ściemniać,niebo przybrało barwę jasnej czerwieni,a przynajmniej częściowo.Słońce powoli chowało się za horyzontem nadając bardzo malowniczy wygląd otoczeniu,choć nie bardzo się nad tym teraz zastanawiałem.Było gorąco przez cały dzień,a nagłe ochłodzenie dodatkowo przeszkadzało mi w poszukiwaniach,o zapuszczonej drodze nie wspominając.
-Pam!-zacząłem wołać,gdy między gałęziami drzew zobaczyłem ogrodzenie.To zapewne granica terenu wzbronionego,jednak kiedy się zbliżyłem,dalej nie było po niej śladu.
 Długość siatki ciągnęła się od mojej lewej do prawej,nie widziałem jej początku ani końca.Linia zarośli kończyła się kilka metrów od ogrodzenia,więc mogłem na chwilę odpocząć od przebijania się przez kłujące krzaki.
 Skoro tu jej nie ma,to dokąd poszła?
 Rozglądałem się dookoła siebie,gdy obok słupa rozdzielającego dwie części siatki udało mi się dostrzec dziurę,ogrodzenie wygięte częściowo na zewnątrz.Zapewne poszła tam.
 Iść,czy nie iść?Pieprzyć system.
  Podszedłem bliżej.Dziura była średnich rozmiarów,można było przecisnąć się na kolanach jeśliby trochę odchylić ogrodzenie.Kiedy przez nie przechodziłem,oparty o siatkę poczułem pod dłonią krew,ale nie moją.
 Kiedy zorientowałem się,czym jest ten płyn,zdałem sobie sprawę,że zaraz padnę na zawał.Pam umarła,na pewno umarła!Nie mogłem przestać tworzyć w głowie najczarniejszych scenariuszy.Co jeśli porwał ją niedźwiedź-zabójca i zawlókł jej martwe ciało gdzieś w krzaki?!To akurat mało możliwe,ale coś na pewno jej się stało!
 Kompletnie spanikowany szedłem,a raczej biegłem kierując się umazanymi krwią liśćmi i kamieniami,co jakiś czas wskazujących mi drogę.Na ziemi widziałem ślady kroków,na szczęście nie przypominających niczym łap niedźwiedzia albo niedźwiedzia-zabójcy.Ale to też mógł być zwykły zabójca!
 Serce biło mi jak oszalałe,z desperacją zacząłem krzyczeć i wywoływać jej imię,jednak bez odpowiedzi.Jedyne,co słyszałem to swój przyśpieszony oddech oraz odgłos patyków łamiących się pod moimi stopami.Moje nogi i ręce były podrapane przez gałęzie.Starałem się to ignorować,choć coraz bardziej ból przeszkadzał mi w poruszaniu się.
 Myślałem,że to już koniec,będę szukał bezskutecznie po dziesięciu hektarach góry,jeszcze złapią mnie stróże i zamkną za łamanie prawa,kiedy widząc przewrócone drzewo,dobiegło mnie ciche łkanie.Zamarłem w bezruchu.
-Pam,jesteś tu?-odezwałem się oczekując jakiejkolwiek  odpowiedzi.Po dłuższej chwili niczego prócz gorzkiego płaczu wdrapałem się na spory pień,by po drugiej stronie zastać moją Pam.
 Matko,jeszcze nigdy tak nie cieszyłem się na jej widok.
 Natychmiast podszedłem bliżej,ukląkłem obok niej i założyłem na drżące ramiona swoją bluzę.
-Jezu,wiesz,ile cię szukałem?Już myślałem,że coś złego ci się stało…Przestraszyłaś mnie!-widząc,że nie przestaje płakać,powstrzymałem się od ochrzaniania jej za to,że uciekła.
 Całe jej ciało się trzęsło.Z kolanami pod brodą siedziała podparta o swój plecak.Nerwowo zacisnęła dłoń na dwóch palcach drugiej ręki,zawsze tak robi,kiedy płacze.Zastanawianie się nad tym,dlaczego tu przyszła odstawiłem na bok.
-Spokojnie,przestań płakać…-starałem się uspokoić ją głosem przyciągając lekko do swojego ciała.Schowała głowę w moje ramię i skuliła się jeszcze mocniej.-Proszę…
 Po długim oczekiwaniu,wielu nawrotach histerii i moich prośbach w końcu zdecydowała się mówić.
-P-przepraszam,nie mogłam tam zostać-wydukała miętosząc w ręce chusteczkę,którą jej dałem-nie dałabym rady czekać do naszego powrotu…
 Choć nie wiedziałem,o co chodzi,pozwoliłem jej ponownie się rozpłakać na kolejne kilka minut.
 Otoczenie powoli zaczęło tracić kolor,było coraz ciemniej.Przypuszczam,że jest grubo po dwudziestej.Ptaki ucichły,las przestał wydawać jakiekolwiek dźwięki,poza cichym szumem wiatru między drzewami.Jedyne,co widziałem,to czerwona plama na piasku koło nogi Pam,słyszałem tylko jej łkanie,czułem tylko drżenie jej ciała.
-Nie chciałam,żeby ktokolwiek wiedział…zwłaszcza ty.-powiedziała w przerwach między głośnym płaczem.
 Delikatnie głaskałem ją po plecach,choć ta chora ilość krwi przyprawiała mnie o dreszcze.Spuściłem ją z oka na dosłownie dwie minuty!Jak ona dała radę tak szybko przedostać się aż tutaj?Sam szedłem z godzinę w jedną stronę!
 Nie czekając na odpowiedź z jej strony,delikatnie odsunąłem ją od siebie i obszedłem dookoła,by zobaczyć kompletnie poharataną nogę.Odrobinę poniżej kolana,po zewnętrznej stronie łydki ciągnęła się kilkunasto-centymerowa szrama,z której wciąż ociekała krew w dół nogi,aż do zabrudzonego buta.
 Na ten widok miałem wielką ochotę jebać to wszystko i uciec jak najdalej,byleby wymazać ten widok z pamięci.Jezu,żywe mięso…Jak ona w ogóle to zrobiła?!
 Powstrzymałem odruch wymiotny i spojrzałem jej w zaczerwienione od płaczu oczy.
-Co ci odbiło,żeby tak z tym siedzieć?!-natychmiast wyciągnąłem z plecaka butelkę wody i odkręciłem,gdy gwałtownie złapała mnie za nadgarstki.
-Nie,to strasznie boli…-natychmiast wycofała nogę do tyłu,gdy lekko położyłem na niej dłoń.
-W to nie wątpię!Dlaczego nie zatrzymałaś się przy ogrodzeniu,kiedy tylko się skaleczyłaś?Teraz jest znacznie gorzej…-spojrzałem na nią ekstremalnie poważenie,choć chyba ja bardziej bałem się niż ona.Niechętnie odpuściła i powoli rozluźniła uścisk,ale położyła mi dłoń na przedramieniu uważnie obserwując.Co ja w ogóle robię?Jedyne zabiegi jakie potrafię przeprowadzić,to  naklejenie plastra na skaleczony palec!
 Ręce trzęsły mi się z przejęcia,powoli przechyliłem butelkę nad jej nogą pozwalając zimnej cieczy wylać się na ranę zbierając ze sobą część krwi.Pam jęknęła ciężko i zagryzła dolną wargę mocno ściskając moje ramię.Nie płakała,ale łzy same ciekły jej z oczu,choć za wszelką cenę próbowała je powstrzymać.
 -Jeszcze trochę,wytrzymaj…-własne słowa otuchy bardziej pomagały mi,bo czułem,że zaraz nie wytrzymam.Na prawdę panikowałem,na widok krwi robi mi się słabo,a to…jestem z siebie dumny,że jeszcze tu jestem i nie zemdlałem.
 Wyciągnąłem paczkę chusteczek z plecaka Pam i zmarnowałem całe opakowanie na powolne usuwanie krwi i z nieokaleczonej skóry.Jak zatamować krwawienie,kiedy nie ma się do dyspozycji żadnego bandaża?
 Bez namysłu chwyciłem swoją białą bluzkę z flagą Ameryki i rozerwałem na mniejsze kawałki,które posłużą mi jako opatrunek.Kątem oka zobaczyłem,że Pam panikuje na ten widok.
-Spokojnie,musisz na mnie patrzeć,jasne?Nie myśl o niczym innym,patrz na mnie.-powiedziałem kładąc jej jedną rękę na policzku i podnosząc w górę.Była nienaturalnie zimna,to mnie przerażało.
 Zamrugała kilkakrotnie i starała się skupić na mnie.
-Na nic innego,tylko na mnie...-zwalczyła senność i skupiła zielonookie spojrzenie na mnie.Przez chwilę sprawiała wrażenie,jakby zapomniała,że ma rozerwane pół nogi.Jej oczy były puste i przymglone,zdawała się nieobecną,choć uparcie patrzyła na mnie z wielkim zaufaniem.Rozproszyłem się na krótką chwilę,natychmiast przypomniała mi się wczorajsza noc.Jej oczy,nie mogę się skupić…
 Moja ręka automatycznie poprowadziła fragment zwilżonego wodą materiału na ranę,przez co odruchowo wzdrygnęła się i syknęła z bólu.
 Poczułem,że Pam łapie mnie za wolną dłoń i mocno ściska,robiła to przez cały zabieg opatrywania jej nogi,ale nie próbowałem wyzwolić swojej ręki.Dawała w ten sposób łagodniejszy upust bólowi,lepszy niż krzyk czy płacz.
-Już po wszystkim-powiedziałem z ulgą wiążąc ostatni fragment mojej bluzki na jej łydce.-Lepiej?
 Pokręciła głową.
-Ale przynajmniej nie leci już krew.
 Moje wciąż drżące ręce były ubrudzone krwią (ja jeszcze żyję?),więc przemyłem je końcówką wody z butelki i wytarłem o bluz…spodnie.Tylko to mi zostało.
 Pam zdjęła z pleców bluzę i wyciągnęła w moją stronę.
-Weź ją z powrotem.
 Uśmiechnąłem się lekko,wziąłem szare nakrycie i ponownie założyłem na jej plecy.
-Nie jest mi zimno.-skłamałem siadając blisko niej.Właściwie,to dopiero teraz poczułem chłód,wcześniej nawet nie przyszło mi do głowy zastanawiać się,czy jest chłodniej.Teraz każdy ruch powoduje u mnie falę nieprzyjemnych dreszczy,ale myślenie o sobie w takiej sytuacji jest karygodne.
Uczucie ulgi było tylko pozorem,w rzeczywistości wciąż okropnie się bałem.Jest już kompletnie ciemno,nie dobiegają nas żadne odgłosy świata zewnętrznego,Pam straciła dużo krwi.Co jeśli będziemy musieli czekać tu do rana?Co jeśli pomoc będzie za późno?Co jeśli…?
-Możesz w ogóle chodzić?-spytałem odganiając od siebie złe scenariusze wydarzeń.
 Wzruszyła ramionami i spróbowała podnieść się z moją pomocą,ale kiedy chciała wyprostować nogę,jęknęła z bólu i oparła się o powalony pień.To oznacza nie.
-Zatrzymałam się dopiero wtedy,kiedy już nie mogłam wytrzymać…-przyznała z niepewnością ponownie siadając na piasku,a ja obok niej.
 Poczułem,że łzy zaczynają zbierać mi się w oczach.Mój limit zgrywania twardego właśnie się skończył,nie mogę już w stanie udawać,że mam wszystko pod kontrolą i się nie boję,bo jestem przerażony jak dziecko i niczego pewien.
  Dziewczyna w moich objęciach trzęsła się trochę z zimna,trochę od długiego płaczu.
-Dlaczego tu uciekłaś?-pogodziłem się z tym,że zostaniemy tu trochę dłużej,więc to pytanie w końcu musiało paść.
 Spojrzała przed siebie nie przestając ściskać mojej dłoni.
-Ja…nie wiem.To był impuls,pomyślałam…-dramatycznie pociągnęła nosem i zabrała moją rękę bliżej,przytulając się do niej jak do pluszowego misia.-o nas.
 Żart.Jakiś chory,popierdolony żart!Jak zwykle to moja wina,bo czemu nie?Nie mogła uciec,bo poczuła się osamotniona,musiała powiedzieć akurat o tym,czuję się jeszcze większym palantem…
 W głowie zrobił mi się totalny bałagan,na raz zadawałem sobie wiele pytań i hipotez,co przyprawiało mnie o nerwicę.
-Co masz na myśli mówiąc „o nas”?-bądźmy szczerzy,to było oczywiste,że o to spytam.Pam otarła dłonią łzę z policzka i kilkakrotnie próbowała mi odpowiedzieć,choć każdy początek pozostawiała niedokończony i zastanawiała się nad inną opcją.
-No ja i ty,to co było wczoraj…-opuściła głowę w dół i cicho zapłakała.
 Co?Jest jej przykro z tego powodu?Może się cieszy,że do tego doszło?Cholera,Pam,czy możesz dokończyć?!
 Kiedy tylko przywołała wczorajsze zdarzenie,zamarłem i trwałem w bezruchu.Chyba nawet przestałem oddychać na chwilę.Ten burdel w głowie nagle zanikł,a na jego miejscu stanęła głucha pustka,w której echem odbijały się słowa Pam.Nie wiem,czy chcę wiedzieć,dlaczego z naszego powodu…Ale czego naszego?Coś między nami jest?To znaczy,że ona nie chce,by cokolwiek takiego było?
 Nic nie rozumiem.Próbuję zebrać ze sobą fakty,ale wciąż brakuje mi najważniejszego elementu,który zaważyłby nad wszystkim.
-Pam?-zacząłem czując na swojej ręce mocniejszy uścisk.-Czy ty coś do mnie czujesz?


*Victoria*


-Zaraz dostanę szału,najpierw Pam,teraz Niall!-krzyknął Liam żywo wędrując drogą,którą rzekomo wcześniej obrał sobie blondyn,a wszyscy grzecznie dreptaliśmy za nim rozglądając się dookoła i nawołując imiona dwóch zgub.
 Zbliżała się jedenasta wieczorem,było dużo zimniej niż w ciągu dnia.Dziwne.Temperatura spadła o co najmniej dziesięć stopni,w dodatku zaczynało kropić.Jeśli Niall znalazł Pam,lepiej dla niego,żeby dobrze się nią zajął.
 Nie mogłam w spokoju przeżywać tego niespodziewanego rozstania ze swoim dzieciakiem (mowa o Pam),bo Harry wciąż kręcił się obok mnie i przyprawiał o drgawki ze złości.
-Czy możesz sobie stąd iść?-w końcu nie wytrzymałam i nie nawiązując kontaktu wzrokowego z brunetem podążałam za Liamem.Harry dalej szedł obok mnie.
-Ale dlaczego?Przeszkadzam ci?-odparł udając kompletnie zdezorientowanego.Ta jego niewinność,doprowadza mnie do szału…
 Tak,przeszkadzasz Harry.Przeszkadzasz mi od zawsze,ale teraz jeszcze bardziej,zwłaszcza po tym,jak spowodowałeś,że dzieją się ze mną dziwne i sprzeczne rzeczy.Jeśli myśli,że wchodząc mi na głowę wskoczę mu do łóżka,to bardzo się myli.Myli się,prawda?
-Wiem,że nie chcesz,żebym sobie poszedł.-z szerokim uśmiechem założył ręce za siebie i dodał trochę ciszej dziwnym tonem-Chcesz,żebym był blisko…
 Niespodziewanie poczułam na swoim biodrze pewny dotyk,który przyciągnął mnie bliżej Harrego tak,że nasze ciała się stykały.
-…żebym cię dotykał…
Odruchowo chciałam go uderzyć,ale część mnie mówiła,że mam cieszyć się z tej bliskości,ta część,której wciąż próbuję wytłumaczyć,że on mi się nie podoba i jest tylko głupim zboczeńcem z dużym urokiem.Tak,urokiem.
-…żebym cię pocałował.
 Zwieńczył te słowa przybliżając się do mojej szyi na tyle blisko,że poczułam ciepło jego oddechu.Ciarki natychmiast przeszyły całe moje ciało,a w głowie pojawiła się myśl o obróceniu się przodem do jego ust,zasmakowania ich,poczucia jego zapachu…nie,nie,nie,nie,nie.Nie ma mowy.
-Jedyny kontakt między mną a tobą jaki akceptuje jest wtedy,gdy spycham cię ze szczytu schodów.-rzuciłam jak najbardziej chamsko się dało i brutalnie odepchnęłam jego rękę,natychmiast zwiększając odległość między nami.Uśmiech z jego twarzy nie zniknął.
-Zatem szybko zmieniasz zdanie,bo w szpitalu uważałaś inaczej.
 Przewróciłam oczami i wzięłam głęboki wdech.Człowieku,daj mi spokój!
-Ah,no właśnie,jak trzyma się twoje czoło ze szwami w kształcie męskiego członka?Zauważyłeś to w ogóle?
 Zaśmiałam się zostawiając przestraszonego Harrego z ręką na czole w tyle a sama dołączyłam do Liama.Ciskał się na wszystkie strony i żywo maszerował do przodu szukając jakichkolwiek śladów wcześniejszej obecności Nialla lub Pam.
-Dlaczego jesteś taki nabuzowany?Patrzysz na każdego kto do ciebie podchodzi tak,jakbyś zaraz miał zabić.-zrównałam nasze kroki,co było dosyć trudne,bo jego marsz można porównać do szybkiego truchtu.
 Brunet obdarzył mnie właśnie jednym z takich spojrzeń,ale nie zniechęciło mnie to.Przez długą chwilę nic nie mówił,aż dał za wygraną i wymyślił byle jaką wymówkę żeby się mnie pozbyć.
 -Sophia do mnie dzwoniła i prosiła o spotkanie.-zabrzmiał dosyć oschle i bardzo realistycznie,aż prawie mu uwierzyłam.Prawie.
 Spojrzał po mnie ze zdegustowaniem,kiedy powoli przytakiwałam głową robiąc przeciągłe „mmhm”.Tylko że to spojrzenie trwało trochę za długo.On mówi serio?
-Jeśli mówisz prawdę,to całkowicie zmienia postać rzeczy.-rozejrzałam się dookoła siebie i dogoniłam Liama,który chciał wykorzystać moją nieuwagę i się oddalić.-Kiedy?
-Dzisiaj rano.-zakończył tymi słowami rozmowę i już więcej się do mnie nie odzywał.Trudno,powie jak będzie chciał.
 Spojrzałam za siebie.Wszyscy byli…jakby dziwni.Każdy pojedynczo miał swoje problemy,nawet jeśli nie prywatne,to zmartwienie i niepokój nie pozwalały na głupie żarty czy choćby luźną rozmowę.O tej godzinie dawno bylibyśmy w hotelu zajęci pakowaniem się,a zamiast tego przedzieramy się przez dziki las w kompletnych ciemnościach.Latarki dużo nie dają,kiedy oświetla się nimi krzaki dwadzieścia centymetrów od ciebie.
-Hej,Vic-i znów Harry.-pytałem Zayna i powiedział,że blizna wcale nie wygląda tak,jak mówisz!
 Odwróciłam się w jego stronę obrzucając go spojrzeniem „nikogo to nie obchodzi,idioto”.
-W takim razie ma zeza,skoro tego nie widzi.
 Miałam zamiar dalej kłócić się z Harrym,gdy nagle Liam nam przerwał.
-Wszyscy zamknąć się!-brunet zamarł na krótką chwilę uważnie nasłuchując.-Słyszycie kroki?
 Z sercem na ramieniu utkwiłam spojrzenie w ciemność przed sobą za wszelką cenę starając się zobaczyć cokolwiek poza oświetlonymi światłem latarki zaroślami.Przez chwilę,która dłużyła się na całe wieki odgłos powolnych kroków był coraz wyraźniejszy.Gdy tylko dojrzeliśmy przed sobą sylwetkę znanej nam osoby,Liam natychmiast rzucił się do przodu a ja tuż za nim.

czwartek, 3 kwietnia 2014

15. cz.1 "Coś powiedziałem?"

Tak,tak wiem."omg,miało być dwa tygodnie temu,obiecałaś na poprzedni czwarteeek".Podkreślam,że w poprzednim poście mówiłam ŻE NIE WIEM,podkreślam NIE WIEM,czy będzie na czwartek.Tak więc po czterech tygodniach jest jedna część...mistrz.Wena wróciła,tylko nie zdążyłam napisać całego,a uwieżcie mi,pisałam dużo.Nie chcę,by wyszedł taki słaby i pisany na kolanie,tak więc może wyjątkowo za tydzień pojawi się druga część.
 Enjoy :)
*********************************************************************************


*Liam*


 Liczyłem,że chłopaki stanowczo odradzą mi odebrania tego telefonu,ale oni tylko stali i gapili się wszędzie,tylko nie na mnie.Łoł,ale oni są naturalni.
-Pomóżcie mi,co ja mam zrobić?!-było coraz mniej czasu,fragment piosenki „Cry Me A River” Justina Timberleke'a dobiegał końca.-Odebrać?
 Zayn wymienił z Louisem znaczące spojrzenia.Winda akurat się otworzyła,więc obaj natychmiast zniknęli i zostałem sam.
-Ta,dzięki za pomoc!-zdążyłem jeszcze  zawołać,zanim do środka weszła jakaś spasła rodzina,przez co musiałem dość mocno przykleić się do ściany.
 Instynkt podpowiadał mi,by zostawić to i nie odbierać,ale stwierdziłem,że to nie miłe.Niech to,ta moja uprzejmość.
-Hej-za wszelką cenę próbowałem brzmieć spokojnie i jak ktoś,kto panuje nad sytuacją,ale nie bardzo mi to wyszło.-Od razu mówię,że nie mam ochoty z tobą rozmawiać,więc w każdej chwili mogę się rozłączyć.
-Wcale nie oczekuję,że będziesz chciał ze mną pomówić.-ponownie usłyszałem jej głos,ponownie zabolało.Przypomniałem sobie ten dzień;impreza urodzinowa,masa ludzi,zaczynało się tak dobrze…a ona nagle wyszła.Olała mnie kompletnie,choć tak mi zależało.To naprawdę mnie trafiło.Uczucia z tamtego dnia trafiły we mnie jak wielka fala.-Chciałbym prosić cię tylko o spotkanie.Musimy sobie wiele wyjaśnić.
-Sophia,nie chcę…
-Proszę.
 Wziąłem głęboki wdech.Co mam zrobić?Musiałaby się mocno wysilić,bym dał radę wybaczyć jej to, co zrobiła.Takie spotkanie nie ma sensu.
 Chciałem odpowiedzieć,gdy winda ponownie się otworzyła,gruba rodzina zniknęła i zostałem sam.Spokojnie mogłem mówić bez obaw,że jakiś wielki facet pochłonie mnie w swoim brzuchem i nawet się nie zorientuje.
-Nie wiem,muszę się zastanowić.Na razie jestem w LA.
-Ale wracasz jutro,prawda?-zabrzmiała dosyć entuzjastycznie,jakby cieszyła się,że znów będę w Londynie.Skąd taka nagła zmiana?Skąd ona w ogóle wie,że wracam jutro?-Po prostu daj znać,jeśli jednak się zdecydujesz.Naprawdę mi zależy.
-Oh,teraz?No tak,nie zależało ci,gdy postanowiłaś udać się na upojne chwile z byle jakim facetem z baru w moje urodziny?-ze złością podkreśliłem ostatnie słowa.Sophia nie bardzo wiedziała,co powiedzieć,więc bez zwłoki zakończyłem rozmowę.-Może oddzwonię.
 Sygnał się urwał.Do cholery,musiała dzwonić?Zepsuła mi dzień i okazało się,że w razie zagrożenia mogę liczyć na chłopaków…Zgadza się,to był sarkazm.
 Przeczesałem włosy jedną ręką opuszczając windę,nie wiem,na jakim byłem piętrze.Chciałem po prostu trochę odetchnąć.W połowie drogi zacząłem truchtem podążać w stronę końca korytarza,gdzie powinienem znaleźć okno.Brakowało mi tchu,natychmiast je otworzyłem i kilkakrotnie głęboko wciągnąłem powietrze.
-Teraz lepiej.-stwierdziłem mówiąc pod nosem.Zamknąłem okno i ponownie skierowałem się do windy.Ciekawe,co teraz robi reszta.
 Kiedy wróciłem na nasze piętro,okazało się,że Paul wymyślił wycieczkę do Hollywood,więc wszyscy przygotowywali się do wyjścia.Spojrzałem na zegarek,dochodzi dwunasta.
 Przed wejściem do pokoju powitał mnie Lou.Niby się uśmiechał,ale nie do końca prawdziwie.
-Wszystko w porządku?-spytał uprzejmo.
-W porządku-wyminąłem go w przejściu i powędrowałem do swojego łóżka.-Okazało się,że zadzwoniła przez pomyłkę.
 Louis w ciszy patrzył,jak wyposażam czarny plecak w swój tablet,portfel i inne potrzebne mi rzeczy.Wiedział,że kłamię.Przeszkadzało mi,że nie mówię swojemu przyjacielowi prawdy,ale wolałem zachować to dla siebie.Zapewne doradzałby mi,bym nie oddzwaniał i zignorował Sophię…ale nie mogę.Wciąż o niej myślę,choć nie powinienem.Jestem rozdarty między chronieniem swojego serca ,a miłością do niej.
 Do pokoju wszedł Paul i oznajmił,żebyśmy spotkali się w holu.Zostawił drzwi otwarte a w nich pojawił się Niall ze smętną miną.
-Życie jest takie okrutne…-stwierdził,zakładając na głowę swoją czapkę leżącą na środku łóżka.
-Zamknij się,Horan.Nadal jesteś idiotą za to,że tak spieprzyłeś sprawę.
-Łał,Louis,dzięki za pocieszenie.-zwrócił się w moją stronę.-A tobie co?
 Nie wiem,dlaczego,ale mnie wkurzył.Ze złością złapałem plecak,przeszedłem przez długość pokoju i trzasnąłem drzwiami.Ta cała sprawa z Sophią mnie rozdrażniła,a teraz wyładowuję się na chłopakach.To nie jest dobry pomysł.
 Za sobą usłyszałem dźwięk naciskanej klamki,a po chwili słowa,które padły z ust Nialla:
-Liam,o co chodzi?Coś powiedziałem?-truchtem przebiegł dzielącą nas odległość i odwrócił mnie przodem do siebie.-Porozmawiaj ze mną.
 Cholera,zostawcie mnie na chwilę samego!
-Nie,nie ty…Po prostu daj mi spokój,nie muszę z tobą rozmawiać.Sam sobie z tym poradzę.
 Chciałem coś jeszcze dodać,zanim zacznie mnie wypytywać,gdy z apartamentu tuż obok nas wyszła Pam.Niall spojrzał na nią kompletnie oderwany od rzeczywistości,i choć unikała kontaktu wzrokowego z nim,nie mogła powstrzymać się przed krótkim rzutem oka przed tym,jak weszła do windy.Oboje wyglądali mi na bardzo strapionych tym,co było między nimi.Szkoda mi Pam...Tylko Pam.Bo to Niall wszystko zepsuł.
-Stary,lepiej spróbuj wyjść z bagna,w które sam wszedłeś,zamiast pomagać mi.-powiedziałem najżyczliwszym głosem,na jaki mogłem się zdobyć w tej chwili i poklepałem go po ramieniu.Blondyn zamknął usta,które otworzył na widok Pam,po czym zkaończył rozmowę lekkim uśmiechem.
 Pojawił się Harry i Louis,więc we czwórkę zjechaliśmy na parter.Ja się nie odzywałem,Harry z chęcią gawędził o niczym z Niallem i Louisem,który sam przytłoczony swoimi problemami sprawiał wrażenie trochę nieobecnego.
 Opuściliśmy windę by znaleźć się w ogromnym,bogato ozdobionym hotelu.Z lewej strony znajdowała się recepcja z łukowatym blatem,za którym stało trzech pracowników.Trochę bliżej nas ustawiono kanapy w egzotyczne wzory i stoliki kawowe,z głośników leciała cicha muzyka.Na przeciwko,przy drzwiach wejściowych odszukałem znajomą twarz Zayna i Victorii,a tuż obok niej Pam.
 Przeszliśmy po kolorowych dywanach prosto do Paula,który rozmawiał z kierownikiem hotelu,poznałem go po zapewne drogim garniaku.Na oko czterdziestoletni mężczyzna z lekką łysiną przerzedzającą jego jasne włosy dostrzegł nas i obdarzył złowrogim spojrzeniem.Chyba jeszcze nie wybaczył nam za zdemolowanie piętra…
 Liczne ozdoby w holu,blade światło z bogatych żyrandoli i bezustanny zgiełk przyprawiał mnie o ból głowy,więc bez czekania wyszedłem na zewnątrz by trochę odetchnąć.Po krótkim czasie dołączyła do mnie reszta,mogliśmy wsiadać do przygotowanego vana.
 Pam i Niall przeżywają kryzys,Louisowi zniknęła dziewczyna i nie ma z nią kontaktu,a ja jestem w potrzasku.W zasadzie to tylko Zayn,Victoria i Harry sprawiają wrażenie niestrapionych,choć może mi się wydawać.To się zapowiada na długą i trudną wycieczkę.

piątek, 21 marca 2014

Jakiś tam tytuł,nie chce mi się wymyślać.

Tak,witam.Eh.
 Krótko i zwięźle,nie mam rozdziału na ten tydzień(chora >.< ).Jakoś nie mogłam się zebrać,by go napisać,a jak już zaczęłam,to zacięłam się po siedmiu zdaniach.Na razie szukam weny.
 Tak czy siak,rozdział na pewnoooo będzie w następny czwartek,może wcześniej.Nie wiem.
 Dla ninjów z karniakami mam tajną,zaszyfrowaną wiadomość:

JEBCIE SIĘ. 

 Dziękuję za uwagę :)



niedziela, 9 marca 2014

14. "Ja ciebie też."

*Victoria*


 Szłam raźnym krokiem przez długość korytarza dzierżąc w jednej ręce komórkę,a w drugiej kubek ciepłej herbaty.Zmierzałam właśnie do pokoju zajęta rozmyślaniem na temat Pam.No bo co mogło jej się stać?Co u nas robił Niall?On ma z tym coś wspólnego?Kiedy wczoraj opuściłam piętro zmierzając w kierunku bufetu,spotkałam go po drodze i nie wyglądał mi na tryskającego energią,wręcz przeciwnie.Podpierał ścianę z twarzą ukrytą w dłoniach,a kiedy spytałam go,czy wszystko w porządku,spojrzał na mnie ze sztucznym uśmiechem i odparł,że nic mu nie jest,choć jego przybity wyraz twarzy mówił coś innego.Nic już nie rozumiem,a przynajmniej póki któreś z nich mi tego nie wyjaśni.
 Weszłam do naszego pokoju,gdzie zastałam wciąż śpiącą Pam uroczo zwiniętą w kłębek pod kołdrą.Uśmiechnęłam się lekko na jej widok i postawiłam kubek na szafkę nocną.Delikatnie potrząsnęłam ramieniem pogrążonej w śnie brunetki.
-Mała,wstawaj.-powiedziałam pół szeptem.Leniwie otworzyła jeszcze opuchnięte oczy i rozejrzała się po pokoju.
-Która godzina?-zapytała niewyraźnie.-Ile spałam?
 Spojrzałam na zegarek.
-Jest dziesiąta,jakieś osiem godzin.Lepiej ci?-starałam się,by mój głos brzmiał jak najdelikatniej,choć patrzenie na jej żałosną minę nawet mnie przyprawiało o depresję.
 Pam niezgrabnie podniosła się do pozycji siedzącej i niepewnie wzięła w dłoń czerwony kubek ozdobiony logiem hotelu.Upiła łyk z cichym siorbnięciem,po czym odstawiła go z powrotem i przetarła oczy,z każdą sekundą przybierając coraz gorszą minę,jakby stopniowo przypominała sobie,co było wczoraj…Dobrze,że ja wiem,co się właściwie stało!
 Pam jęknęła łapiąc się za głowę.
-Co ja zrobiłam…
-Właśnie nie wiem,bo mi nie powiedziałaś!
 Obdarzyła mnie spojrzeniem „nie ciągnij tego tematu” i obróciła się plecami.
-Po prostu coś bardzo głupiego.
 Nastała krótka chwila ciszy.Zdawało mi się,że Pam znów zasnęła,jednak ona podniosła się z łóżka i usiadła na jego brzegu.Była ubrana w za dużą koszulkę,jaką zwykle zakłada do spania,ale brakowało tego ciepłego uśmiechu,który gościł na jej twarzy tak często,że stał się jej cechą charakterystyczną.Zamiast tego makijaż rozmazany od łez,zaczerwienione policzki i podkrążone oczy.Biedna.
-Słuchaj.Rozumiem,że jesteś przybita-zaczęłam spokojnie obserwując jej powolne ruchy-ale życie toczy się dalej i musisz się ogarnąć.
-No wiem…-burknęła pod nosem i powlokła się w stronę walizki,z której wyciągnęła jakieś ubrania,po czym szurając nogami o podłogę zniknęła za drzwiami łazienki.
 Zaczyna mnie to denerwować.Jeśli nie powie mi Pam,inforacje wyciągnę od Nialla.Nie pozwolę,by moja mała miała cierpieć!
Opuściłam pokój uprzednio informując o tym Pam.Miałam zamiar wywarzyć drzwi od apartamentu chłopaków,dorwać blondasa i siłą dowiedzieć się prawdy,ale kiedy nacisnęłam klamkę,po drugiej stronie otworzył mi Louis.
-Co tam?-powitał mnie uśmiechem i wpuścił do środka.-Przyszłaś maltretować Nialla?
-Tak,ale skąd ty…leży w łóżku i użala się nad sobą,prawda?
 Skinął głową ze zniesmaczoną miną.Kiedy weszłam w głąb pokoju,zastałam Liama i Zayna siedzących po obu stronach łóżka Nialla,który nie zwracał uwagi na ich próby pocieszenie go.
-Niall,no weź wstań.-Liam potrząsnął ramieniem blondyna odwróconego do niego plecami.Chłopak tylko jęknął w odpowiedzi i pokręcił głową.
-Idźcie sobie!Nie widzicie,że cierpię?-krzyknął rozpaczliwie blondyn i schował głowę w poduszkę.Liam i Zayn podnieśli się z łóżka i spojrzeli na siebie pojednawczo,po czym złapali za kanty kołdry i mimo że Niall się bronił,zrzucili ją siłą na podłogę,pochwycili go za ramiona i wywlekli na środek pokoju.
-Musiał być nie do wytrzymania,że doszło do interwencji.-powiedziałam do Louisa,a ten mi przytaknął.W międzyczasie Niall ułożył się na podłodze w kłębek i nie chciał wstać,kompletnie ignorował fakt,że Liam usiadł na nim okrakiem i tarmosił jak zabawką,a Zayn stał obok i dopingował,co wyglądało dosyć zabawnie.Na serio,widok krzyczągo Liama,siedzącego na przybitym Niallu będącego w samych spodniach i tańczącego wokół nich Zayna jest śmieszny,więc ja i Lou się śmialiśmy,nie zważywszy na powagę sytuacji.Zaraz,po co ja tu przyszłam?Ah.
 Postanowiłam dowiedzieć się w końcu tego,po co tu przyszłam,więc podeszłam bliżej,odepchnęłam Liama,usiadłam przed Niallem i złapałam go za ramiona.
-Skup się i powiedz,co wczoraj robiłeś w naszym pokoju.
 Próbował się wyrwać,ale byłam nieustępliwa i tylko umocniłam swój uścisk.Zrozumiał,że to nie jest prośba.
 Spojrzał na chłopaków,po czym na mnie.
-No… -wszyscy wgapialiśmy się w niego niecierpliwie,przez co zaczął się jąkać.
-Wysłów się do cholery!-krzyknęłam,przez co Niall aż podskoczył i odparł na jednym tchem:
-Wczoraj przyszedłem do waszego pokoju,bo mi się nudziło,tam była Pam i chciałem z nią chwilę pogadać,było ciemno i tak romantycznie,i jakoś tak samo wyszło!
 Dwukrotnie zamrugałam oczami.
-Ale co samo wyszło?!-wtrącił się Louis ze zdenerwowania wypuszczając paczkę Skittlesów z ręki.
 Chwila ciszy.
-Pocałowałem ją.


*Zayn*


 Po tych słowach Victoria wyleciała z pokoju jak burza.Staliśmy we trójkę kompletnie osłupieni słowami Nialla,który wciąż siedząc na podłodze wgapiał się tępo w jeden punkt na ścianie z tą samą miną co przedtem,czyli bardzo zmartwioną.Wtedy do pokoju wszedł Harry.
-Słyszałem krzyczenie,a potem Vic przebiegła mi przed nosem w pogoni za Pam.Co tu się dzieje?-zapytał ubrany w granatową koszulę i czarne rurki brunet zamykając za sobą drzwi.Liam zabrał się za streszczenie Harremu historii sprzed dwóch minut,choć do niego też to do końca nie dotarło,już o Louisie nie wspominając,ten się prawie popłakał z emocji i zaczął tulić Nialla,pocieszać go oraz gadać,że teraz to już muszą być razem (on coś dzisiaj brał…to przez te Skittlesy.Schowam je.)
 Poczułem drżenie telefonu w mojej kieszeni.To Perrie.
 Nie bardzo miałem teraz ochotę na rozmowę z nią,ale nie będę unikać nażeczonej wiecznie,prawda?
 Wyszedłem z pokoju i opierając się o ścianę w korytarzu odebrałem.
-Cześć.-zdaje mi się,że nie brzmiało to dobrze,ale też nie źle,tak neutralnie.Perrie natychmiast przeszła do rzeczy:
-Zayn,głupio mi,że ci zrobiłam taką awanturę.Po prostu dbam o ciebie-na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech-i nie pozwolę,byś skracał sobie życie przez durne papierosy.
-W porządku.Mi jest głupio,że tak się wkurzyłem.
 W końcu.Nie lubię kłócić się z Perrie,ale lubie się z nią godzić.
-Ah,musisz usłyszeć dobrego newsa.
-Zamieniam się w słuch.
-Ale przygotuj się,bo to będzie najlepsza rzecz,jaką w życiu usłyszałaś!-rozległy się werble,które sam zainicjowałem-Pam i Niall się całowali.
 Perrie zamarła.Nie odzywała się,nawet przestała oddychać,aż zdawało mi się,że się rozłączyła,gdy nagle pisnęła do słuchawki,przez co musiałem gwałtownie ją od siebie odsunąć.
-Żartujesz?!W końcu będą razem!-zawołała wesoło.W międzyczasie doszedł mnie hałas z drugiego końca korytarza,po czym z naszego pokoju wybiegł Niall a za nim Harry,który był cholernie wkurzony i krzyczał „Chodź tu,ty mały irlandzki skurwielu!”.Nawet nie pytam.
-No właściwie,to nie.Nie wiem.Powiedział tylko,że się pocałowali,a poprzedniego wieczora leżał w łóżku i użalał się nad swoim życiem,ponoć Pam też.-wziąłem głęboki wdech i pokręciłem głową-Więc nie,raczej nie będą razem.
 W słuchawce usłyszałem brzydkie słowa z ust Perrie,ale nie będę ich cytował,bo były naprawdę brzydkie,gorsze nawet od The Wanted.Próbowałem jej jakoś przerwać,ale ona mnie nie słuchała,tylko ciągle klnęła,więc w końcu wydarłem się do słuchawki.Podziałało.
-Po co tak krzyczysz?
-Serio,Perrie,serio?
-Ale co będzie z…nie ważne,sama się dowiem.Dzwonię do niej i tak jej na gadam,że popamięta.Jak mogła przepuścić taką okazję?!
 Wzruszyłem ramionami,ale przypomniało mi się,że rozmawiam prze telefon,więc dodałem „nie wiem”.
-Widzimy się jutro.Kocham cię.-powiedziała to cukierkowym głosem,jakby mówiła do szczeniaka.Wie,że tego nie lubię,a jednocześnie chcę,żeby mówiła do mnie więcej…Chyba za nią tęsknię.
-Ja ciebie też.-odparłem,po czym nastąpiła cisza i sygnał się urwał.Niall znów przebiegł mi przed nosem,ale tym razem gonił go Paul razem z Joe trzymającym Harrego pod pachą jak jakiś worek ziemniaków.
 Bez namysłu podążyłem w stronę windy,gdzie spotkałem strapionego Lou.Jego zmartwienie widać było po tym,jak gryzł swój palec wgapiony w ścianę na przeciwko siebid.
-Co jest?-zapytałem,gdy tylko go zobaczyłem.Znamy się na tyle długo,że jesteśmy w stanie rozpoznać swoje nastroje po jednym spojrzeniu.Brunet lekko pokręcił głową i spojrzał na mnie trochę zamyślonym,ale jak zwykle wesołym spojrzeniem.
-Nic,tylko trochę się martwię,El mi zniknęła.Mówiła,że musi dziś wyjechać,ale to było wczoraj.Od rana jej nie widziałem,nie odbiera telefonów i nie odpowiada na wiadomości.Widziałeś ją?
-Nie.-otoczyłem go ramieniem i razem powędrowaliśmy tak do windy.-Porozmawiaj z dziewczynami.
 Lou westchnął i przygryzł dolną wargę.Jeśli to robi,oznacza,że naprawdę się martwi.
-Victoria gdzieś wyszła z Pam,a podejrzewam,że Perrie też nic nie wie.-chłopak wzniósł spojrzenie na sufit i znów sprawiał wrażenie zamyślonego.-A właśnie:pogodziłeś się z nią?
 Uśmiechnąłem się lekko i przytaknąłem głową.Pogodzenie się po kłótni w związku tylko polepsza nasze relacje i jestem z tego bardzo zadowolony,ale widząc zmartwienie Louisa przełożyłem entuzjazmowanie się swoim związkiem na potem.To niepodobne do El,że tak po prostu znika…
 Drzwi od windy miały się już zamknąć,gdy do środka wszedł jeszcze Liam.
-Witam,witam.-wesoły brunet szybko wcisnął się do kabiny i oparł się o ścianę obok mnie.-O czym tu mowa?
 Chciałem opowiedzieć Liamowi przebieg całej sytuacji,gdy zadzwonił jego telefon.Szybko wyciągnął z kieszeni komórkę i omiótł wzrokiem jej ekran,a kiedy zorientował się,kto do nieg odzwoni,zamarł,po czym spojrzał po nas spanikowany.
-To Sophia…
*********************************************************************************
  Może się wam spodoba,może nie.Takie info:w zakładce "zwiastun" można znaleźć link do mojego zwiastunu na drugiego bloga.zapraszam :)
Tak wiem,rozdział miał być w czwartek,ale jest teraz.Nie wiem,jak to przebiega,że już trzeci raz tak zrobiłam :) Ale daty dodawania rozdziału nie zmienię,po prostu spodziewajcie się małych,kilkudniowych opóźnień :P
PS:zapraszam na drugiego bloga,jeśli wam się nudzi: http://my-different-fanfiction.blogspot.com/

czwartek, 27 lutego 2014

Jest zwiastun!

 Sama zrobiłam!Haha,jestem tak dumna,że nikt mi nie pomagał :D No więc można znaleźć go w zakładce "Zwiastun",gdzie pojawi się też zapowiedź drugiego bloga,który jest wciąż w fazie tworzenia (ale nie powiem wam,jak będzie się nazywał) i to tyle na razie.
Żegnaaamm :*



wtorek, 18 lutego 2014

13. cz.2 "Zapomnieć?"

*Pam*


-Na pewno wszystko w porządku?
-Tak!
 Chwila ciszy.
 -Nie do końca…
 Wiedziałam!
-W takie razie,powiedz.-przewędrowałam przez długość całego korytarza po raz czwarty zanim Perrie sformułowała jakieś sensowne zdanie z jej „ee” i „yy”.
-No…eh,powiem ci jak wrócicie.-powiedziała,po czym się rozłączyła.
 Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku kurczowo ściskając telefon w dłoni.
 Zastanawiałam się nad sytuacją między Perrie a Zaynem,ale pojawił się Niall więc przestałam o tym myśleć.
 Wpadł do pokoju i rzucił się na mnie jak idiota.
-Hej,Pam!-złapał mnie za nadgarstki i tarmosił jak zabawką.-Wiesz co?!
-Nie,Niall,nie wiem co!Powiedz mi!-krzyknęłam jak najgłośniej,kiedy przewrócił mnie na plecy i przygwoździł w takiej pozycji swoim ciałem.
 Jeszcze przez chwile skakał po mnie jak popaprany,aż rozkazałam mu skupić się i powiedzieć.No i wtedy Niall rzekł coś niesamowicie świetnego,coś,czego w ogóle się po nim nie spodziewałam.W ogóle!
-Już zapomniałem.
 Mówiłam?
 Przewróciłam oczami i zrzuciłam blondyna z łóżka,czemu towarzyszył jego głupawy śmiech.
-Z kim gadałaś?-podniósł się niezgrabnie do pozycji siedzącej i otrzepał spodnie.
-Z Perrie.
-O czym?
 Hmm,jakieś naiwne kłamstwo tak absurdalne,że Niall w nie uwierzy albo tak pokręcone,że nie będzie chciał wiedzieć…
-Takie tam,dziewczęce sprawy.Perfumy,makijaż,podpaski i inne…-wnioskując po jego minie,nie chciał słuchać dalej,więc znów  wszedł na łóżko i usiadł obok mnie,a raczej na mnie.Co za cham…To znaczy,nie bardzo mi to przeszkadzało,ale kiedy sadzał swój tyłek na moim brzuchu to trochę bolało.
 Po kilku wyzwiskach od grubasów,idotów i chorego psychicznie,który zachowuje się bezmyślnie Niall w końcu dał za wygraną i tak teraz leżeliśmy obok siebie.
 Lubię takie momenty,kiedy zapada między nami cisza.Nigdy nie jest tak,że nie mamy co powiedzieć,ale zawsze wiemy,kiedy przestać mówić choć na chwilę i po prostu być ze sobą.
 Spojrzałam za okno z widokiem na panoramę miasta.Wyglądało cudownie,kiedy w mroku nocy wszystkie ulice wciąż tętniły życiem.Na drogach widziałam jedynie światła szybko przemieszczające się z jednej strony na drugą,zlewające się w płynną jedność.Los Angeles wygląda inaczej niż Londyn lub Irlandia.Tam jest tak…spokojnie.
 Obróciłam głowę w kierunku twarzy Nialla.Patrzył się w sufit ze stoickim spokojem,wyglądał,jakby intensywnie nad czymś myślał.
  Zapytałam go,co go tak zastanawia;długo zwlekał z odpowiedzią.
-O Harrym i jego karze.Co Paul mógł kazać mu zrobić?-jego wzrok powoli przeniósł się na mnie.
 Wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
 Znów zapadła między nami cisza.Niall wyciągnął rękę w stronę lampki nocnej i zgasił ją,po czym przyciągnął mnie bliżej siebie.Teraz w pokoju panowała dodatkowo ciemność,zakłucana tylko przez światła budynków i samochodów zza okna.Słuchałam,jak chłopak obok zaczyna nucić pod nosem „City of Angels” 30 Seconds To Mars(City Of Angels to Los Angeles,jakby ktoś nie wiedział).
-Niall?-odezwałam się w końcu uprzednio ziewając.Nieznacznie przesunął głowę w moją stronę sygnalizując,że słucha.-Myślisz,że spełniłeś swoje marzenia?
 Nie wiem,dlaczego to pytanie nasunęło mi się na język,to była pierwsza rzecz,o jakiej pomyślałam,chyba przez tą piosenkę,teraz mi się nuci.Lubię rozmawiać z nim o takich rzeczach;o naszej przyszłości,marzeniach i snach,zawsze staje się inną osobą,kiedy o tym mówi…takim spokojnym,zamyślonym chłopakiem z dużą wyobraźnią.
-Chyba tak…Ale wiesz,cały czas się o czymś marzy,to przychodzi z czasem.
 Wydałam z siebie pomruk zamyślenia przekręcając się na jego ramieniu.Może…?
-A ty?
-Co ja?
-Spełniłaś swoje marzenia?
-Hmm…-odkopałam w swojej pamięci aspiracje i przy okazji przypomniałam sobie,dlaczego ich nie spełniłam.Być z Niallem?Zdobyć wykształcenie?Zarobić na własne mieszkanie?Mój gruby tyłek,zepsuta psychika i niechęć do nauki bardzo mi pomagają.Dlaczego jestem taka żałosna?!-Nie,raczej nie.
-Dlaczego?
 „No nie wiem…Może dlatego,że jestem głupim nieudacznikiem bez celu w życiu?”-nie powiedziałabym tego na głos,ale Niall ma w głowie jakiś detektor „wiem,o czym myślisz”,który automatycznie wykrywa mój nastrój.
-Pam.-lekko odsunął mnie od siebie i zmusił,bym spojrzała mu w oczy.-O co chodzi?
-O to,że…nieważne.
 Chciałam mu powiedzieć i wyjaśnić,co mnie trapi,ale słowa stanęły mi w gardle.Podniosłam się do pozycji siedzącej,blondyn zrobił to samo.Wiedziałam,że zaraz nie wytrzymam i wybuchnę płaczem(w zasadzie to nie wiem,czemu),ale nie chciałam,by akurat obok mnie siedział Niall i znów mnie pocieszał.Rany,ja nawet jego wykorzystuję!Czy można być jeszcze bardziej beznadziejnym?
-Powiedz,co się dzieje.-chłopak obok mnie uporczywie nalegał,ale nie chciałam nic powiedzieć,zapewne głos by mi się załamał i wyszłabym na jakąś ofiarę.Nie wyglądał na bardzo przekonanego moją ciszą.
-N-nic…jest w porządku.-skłamałam najwiarygodniej,jak tylko mogłam,choć Detektor Nastroju zapalił dla mnie czerwoną diodę.Bałam się spojrzeć mu w twarz,zapewne gapił się na mnie jak na kompletną idiotkę.Tak,z pewnością!Cholera,Pam,teraz jeszcze wychodzisz na chorą psychicznie,która nagle przypomina sobie,jakim nieudacznikiem jest i zaczyna beczeć…
 Chciałam ukryć twarz w dłoniach,ale chłopak obok mnie pierwszy położył rękę na moim policzku i delikatnie obrócił w swoją stronę.Nawet nie zorientowałam się,że siedzieliśmy tak blisko siebie,nasze nosy niemalże się stykały.
 Znów nastała ta piękna i zarazem przerażająca chwila,w której nie czułam nic innego poza ciepłym oddechem Nialla,jego ręki gładzącej mój policzek i czule obejmującego ramienia,nie widziałam nic poza zarysem jego błękitnych oczu wyłaniających się z ciemności,nie słyszałam nic poza cholernie głośnym biciem mojego serca,które zatrzymało się sekundę później.Pocałował mnie.
 Ręce zaczęły mi drżeć,oddech stał się nierówny,zaczęłam panikować.Co się dzieje?!Czy ja właśnie całuje się z Niallem?!
 Zupełnie nie wiedziałam,co robić.Nieśmiało zatopiłam ręce w jego farbowanych włosach,na co zareagował cichym mruknięciem z przyjemości.Obróciłam się w jego stronę i oplotłam rękami wokół jego szyi.Chłopak nagle odsunął się i obdarzył mnie niepewnym spojrzeniem.
-Pam…-zaczął,ale przerwałam mu ponownie łącząc nasze usta w pewniejszym pocałunku.Żadko zdarzało mi się przerywać komuś,bo chciałam się całować,ale przeraziła mnie myśl,że gdybym pozwoliła mu dokończyć,zawahałaby się,zaczęłabym zadawać sobie setki pytań,czar chwili by prysł i zrobiłoby się dziwnie.
 Dziękowałam Bogu w duchu,że ponownie się ode mnie nie odsunął wołając „Co za wariatka!Nawet zdania nie mogę dokończyć!”,tylko odpowiedział tym samym,a nawet intensywniej.Poczułam,jak lekko popycha mnie do tyłu i napiera swoim ciałem nakazując mi,bym położyła się na plecach.W chwili,w której wsunął jedną rękę pod materiał mojej bluzki uderzyła mnie fala gorąca a z ust wyrwało się ciche westchnięcie.
 Bezwiednie błądziłam dłońmi po jego klatce piersiowej,on kreślił nieokreślone kształty na moim brzuchu,natomiast wolną rękę położył na moim biodrze.
 Nie wiem,do czego miało to prowadzić i co stałoby się potem,bo Victoria nie mogła znaleźć jeszcze lepszego momentu,by wejść do pokoju.I tak skończyła się moja przygoda z Niallem.Jej.
Blondyn odskoczył ode mnie
jak poparzony w efekcie czego przewrócił się i upadł na ziemię.Oboje gapiliśmy się na siebie kompletnie przerażeni i zdziwieni,już nie wspominając o tej drugiej.Nie minęła krótka chwila,a chłopak zniknął z pokoju zostawiając podnieconą mnie razem z zdziwioną Victorią.
-Eee…co tu robił Niall?-patrzyła na mnie trochę zdezorienotwana,powoli zamknęła drzwi i ruszyła w moją stronę.-Pam?Żyjesz?
 Nie odpowiedziałam jej,bo zadzwonił mój telefon,który przyprawił mnie o jeszcze większe zdenerwowanie.
Natychmiast zerwałam się z łóżka i popędziłam do łazienki zamykając za sobą drzwi.Drżącą dłonią odblokowałam klawiaturę w komórce i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-H-halo?
 Dziewczyno,uspokój się!
-Ja…ja nie wiem,co powiedzieć.-głos blondyna przerwał niepokojącą ciszę gwałtownie niszcząc moje nadzieje na to,że jakimś magicznym sposobem znów znajdziemy się w sypialni,sami,zawzięcie się całując.Niestety,ja wciąż siedziałam na łazienkowej posadzce,w ciemnościach podpierając drzwi.Czemu życie jest takie niesprawiedliwe?-Co mamy zrobić?

 Pociągnęłam nosem.
-Nnie wiem…-błagałam go w myślach,prosiłam i modliłam się,by teraz wypowiedział te dwa,cudowne słowa,które zawsze chciałam od niego usłyszeć,ale znów odpowiedziała mi cisza.Chciałam tylko tego…Jak zwykle,moje marzenia znów się walą.
-Zapomnieć?
 Poczułam,jakby coś we mnie pękło,rozpadło się na miliony małych kawałków i powbijało się we wnętrze mojego ciała.Już to powiedział,nie mogłam teraz mu zaprzeczyć,sprzeciwić się,czy chociażby powiedzieć „ja o tym nie zapomnę”,znów utkwiłam w martwym punkcie,słuchając tylko swoich głupich słów,których bałam się najbardziej.
-Powiedzmy,że to nigdy się nie zdarzyło.
 Resztę rozmowy pamiętam jak przez mgłę.Niall wspomniał,że nikomu o tym nie powie,a ja tylko przytakiwałam w ciszy pozwalając,by słone krople spływały po moich policzkach.Te łzy,które zniknęły,gdy mnie pocałował,wróciły i bolały jeszcze bardziej.Dlaczego?Dlaczego nie potrafię wydusić z siebie tych słów?Dlaczego nie mogę powiedzieć mu,jak bardzo mi na nim zależy?
 Potem Niall powiedział coś,czego się nie spodziewałam i co spowodowało,że ucierpiałam jeszcze mocniej.
-Przepraszam.
 Zanim się rozłączył,nastała krótka chwila ciszy,jakby chciał coś jeszcze dodać,ale się powstrzymał.Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć,po prostu zniknął,tak samo jak moja chęć do życia.
 Zostałam sama,w ciemności,leżąc na zimnej podłodze,mocząc ją swoimi łzami.Victoria stała przed drzwiami i prosiła,bym ją wpuściła,ale nie odpowiadałam jej.Chciałam zostać tu na zawsze,pogrążona we własnej rozpaczy,pisząc smutne wiersze i tarzając się po podłodze.Może nikt by nie zauważył?
 Muszę się uspokoić.
-Pam,masz trzy sekundy,by otworzyć te drzwi,inaczej wywarze je siłą i…aha.-Vic trochę zaskoczył fakt,że otworzyłam jej zanim skończyła zdanie.Obdarzyłam ją spokojnym spojrzeniem,wyminęłam w progu i powoli przeszłam w okolice swojego łóżka.Przysiadłam na brzegu materaca patrząc gdzieś za okno.Przestałam płakać,ale w mojej głowie działo się istne piekło,w ustach panowała susza,serce przeżywało kryzys.Co mam teraz zrobić?Wyprowadzić się?Już nigdy się do niego nie odzywać?Nie da się „zapomnieć” czegoś takiego!
 Moja przyjaciółka usiadła obok mnie i objęła jednym ramieniem.
-Nie mam bladego pojęcia,o co chodzi,ale nie będę cię zamęczać,więc powiem ci to,co ty zawsze mi mówisz.-spojrzałam na nią przekrwionymi oczami,starając się powstrzymać dolną wargę od drżenia.-Jakoś dasz radę.A jeśli nie,to ja ci pomogę.

 Nie byłam już w stanie trzymać tego w środku,rozpłakałam się ponownie pozwalając,by Vic chociaż spróbowała mnie pocieszyć.Nie wiem,ile czasu to trwało,wiem tylko,że gdy zaczęłam się uspokajać,oczy bolały mnie niemiłosiernie,a poliki piekły od łez.
*********************************************************************************
 Proszz,druga część :3 Teraz rozdziały będą trochę krótsze,raczej takie jak ten,po prostu nie nadążam z pisaniem po osiem stron co dwa tygodnie i to jeszcze w miarę w porządku...i tak jakoś mnie dziwi to,co teraz napisałam,w ogóle inaczej to rozplanowałam,ale jakoś tak wyszło :P
 Ten rozdział nie należy do moich ulubionych,ale cóż...meh.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Heheszki xd

PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAAAAAAAM!!!
 No wiem,że rozdział miał być w czwartek,ale nawet teraz jeszcze nie jest gotowy (już kończę :P) więc będzie najpóźniej jutro.Ogółem,rozdziały będą trochę krótsze,pisanie dwóch blogów i szkoła troche zżera mi czas(głównie siedzę na facebooku albo oglądam śmieszne koty na youtube,ale wy tego nie wiecie)
 Więc do zobaczenia jutro :*




sobota, 1 lutego 2014

Szablon!

 Jest nowy szablon,strasznie dziękuję (klik) za wykonanie tego dzieła ;)
Mi się podoba,a wam?




czwartek, 30 stycznia 2014

13. "Nie miałeś rzucić?" cz.1

*Niall*


 Siedzieliśmy w jednym pokoju,nikt się nie odzywał,jedynie odgłos wymiotującego Zayna co jakiś czas przerywał ciszę.
 Nie podnosząc się z podłogi,spojrzałem na wszystkich po kolei.Louis i Eleanor stali obok siebie przy balkonie,Victoria próbowała doprowadzić do ładu jedno z łóżek,Pam krzątała się od kilku minut w poszukiwaniu telefonu.Wcześniej wyczułem coś komórko-podobnego pod moją nogą,ale nie chciało mi się sprawdzać,co to.
 Po tym,jak Zayn wygrzebał się z łazienki korzystając z pomocy Liama,a Pam ochrzaniła mnie za to,że celowo ukryłem jej telefon,do pokoju wszedł Harry z najżałośniejszą miną,jaką w życiu widziałem.
-I co?Bardzo dostałeś?-zapytałem,ale najwyraźniej mnie słyszał,tylko przysiadł na brzegu łóżka i odetchnął.
 Chłopak wpatrywał się w ścianę przed sobą,aż po kilku sekundach dotarło do niego,że coś chciałem do niego powiedzieć.
-Co?
-Pytałem,czy bardzo cię pobili.
 Na twarz Harrego wkradł się lekki uśmiech,po czym pokręcił głową.
-Nie…ale mam trochę gorszą karę,niż wy.-spojrzał na nasze zaciekawione twarze.-Paul nadał mi „specjalne” zadanie.
-Czyli?-Victoria udawała obojętność,ale widać było,jak chłonie każde jego słowo.Brunet tylko ponownie się uśmiechnął,wstał z łóżka i ruszył w stronę wyjścia z pokoju.
-Zobaczycie.
-Po co on tu w ogóle wchodził?-Zayn nie do końca jeszcze kontaktował się ze światem,zwłaszcza po dłuższej wizycie w łazience.
 Powolnie podniosłem się z podłogi i otrzepałem swój tyłek.
-Nieważne…chodźcie i pomóżcie mi sprzątać.
 Sprzątaliśmy do wieczora.W kieszeni swoich spodni znalazłem plik studolarówek,Eleanor i Victoria szukały swoich biustonoszy (nawet nie pytam) a Zayn przez jakąś godzinę kłócił się z Perrie przez telefon na temat papierosów.Z tego,co słyszałem,to znalazła otwartą paczkę w domu i jest zła,że nie zerwał z nałogiem.Nieładnie,Zayn,nieładnie.
 Około dwudziestej trzeciej wszyscy znaleźliśmy się w studiu na jednej kanapie oglądając „Kevin sam w domu” (szykujemy się na święta) wspólnymi siłami próbując dociec,co jeszcze działo się wczoraj.


*Pam*


 Podczas gdy Niall dyskutował z Eleanor o ilości wypitego alkoholu,ja bawiłam się palcami blondyna obejmującego mnie jedną ręką.Co jakiś czas zerkałam na Victorię,która potajemnie zerkała na Harrego,on natomiast dyskretnie zerkał na nią,więc udawała,że na niego nie zerka.Liam jako jedyny naprawdę oglądał to,co leciało w telewizji.
 Po kilku minutach do pokoju ponownie wszedł Zayn sapiący jak wściekłe zwierze.Podszedł do kanapy przelotnie patrząc tylko na nasze zdziwione miny,po czym zwrócił się do Liama.
-Masz jeszcze fajki?
 Brunet pokiwał głową.Nie wiem,jak oni mogą palić,to jest takie…fuj.Jedyne określenie,już nie wspominając o tym,że papierosy są trucizną.
 Zayn z niecierpliwością tupał nogą gdy chłopak wyciągał z kieszeni bluzy mały kartonik i podał mu do ręki.
-Nie miałeś rzucić?-zapytałam odrobinę niepewnie.Jego zaciśnięte pięści i zmarszczone brwi trochę mnie zaniepokoiły.Wyglądał,jakby za chwilę miał kogoś rozszarpać.
-Nawet mi o tym nie wspominaj.Perrie dostała jakiegoś szału i wciąż do mnie wydzwania.-odparł wyciągając zapalniczkę z kieszeni.Skoro „wcześniej nie palił”,to dlaczego nosi ją ze sobą?
-Jak już musisz zapalić,to nie tutaj,bo nas też trujesz.-protest Louisa wywołał u Zayna zdenerwowane westchnienie,szybko podszedł do okna,otworzył je i usiadł na parapecie.
-Tyle wystarczy?
 Wszyscy odparliśmy zgodnym „mhm” i wróciliśmy do poprzednich zajęć.Dyskretnie odwróciłam głowę w stronę Mulata,który niemalże drżącymi ze zdenerwowania dłońmi zapalił papierosa i zaciągnął się dymem,po czym wypuścił go nieśpiesznie w stronę okna przez usta.
 Zaczęłam zastanawiać się,dlaczego z tego wynikła taka awantura.Gdyby pokłócił się z Perrie o swój nałóg nie byłby aż tak zły.Wiem,że łatwo się denerwuje,ale aż tak bardzo?Coś mi się tu nie podoba,ale jeszcze nie wiem,co.
-Zayn.-odezwałam się obserwując,jak natychmiast obraca głowę w moją stronę z pytającą miną.
-Co?
 Krótka chwila ciszy.
-…już nic.
 Zayn tylko przewrócił oczami i ponownie zaciągnął się dymem z papierosa,a ja wciąż na niego patrzyłam.Przez ten moment,w którym patrzył na mnie z zainteresowaniem…wcale nie był zaciekawiony.Sposób,w jaki mówi,jakim spojrzeniem mnie obdarza,nawet sposób,w jaki siedzi zdradza,że nie jest tylko zły.

 Muszę zadzwonić do Perrie,natychmiast.
*********************************************************************************
 Na początek STRASZIE PRZEPRASZAM ŻE TAK DŁUGO NIE BYŁO ROZDZIAŁU!!!Miały być co dwa tygodnie,rozciągnęło się do trzech...ale teraz będzie co dwa ;) Wena wróciła,jest git,tylko teraz nie wyrobiłam się z napisaniem całego rozdziału,więc tu pierwsza część,druga będzie znacznie dłuższa :)
 Takie zabieganie mam przez szkołę,ale też przez opowiadanie,które zaczęłam pisać,ale zanim przejdę do realizacji kolejnego opowiadania to pff...dużo.
Pozdro :*

czwartek, 16 stycznia 2014

Nie będzie posta...i kilka zmian.

 Rozdziału dziś nie będzie,nie zdążyłam go napisać,zero weny :(
 Napisałam ze dwa zdania...dlatego postanowiłam,że rozdziały będą teraz co dwa tygodnie,żebym nie musiała się tak śpieszyć :P
 Mam nadzieję,że do następnego czwartku jakoś się wyrobię i rozdział będzie,ale chyba odrobinę krótszy niż wcześniej :\



czwartek, 9 stycznia 2014

12. "A my sobie porozmawiamy..."

*Liam*


 Ocknąłem się z prawą ręką w pustym słoiku,klatą zabazgraną szminką,porwanej bluzce i bez spodni,w łazience.Chyba chciałem z niej skorzystać,zanim całkowicie odleciałem.
 Odetchnąłem ciężko przecierając twarz dłonią po czym rozejrzałem się dookoła.W wannie leżał Lou razem z El w dziwacznej pozycji,cały mokry,ze spodniami ściągniętymi do linii kolan.
 Dobra,muszę odzyskać orientację.W jakim pokoju jesteśmy?
 Chwiejnie podniosłem się na proste nogi,cenną podporą była mi framuga drzwi,które z kolei leżały na podłodze obok.Nadal niezbyt zaskakujące.
 Zaschło mi w gardle.
 Idąc tropem ściany zorientowałem się,że w tym pokoju jest tylko Zayn.Matko,co tu się działo?
 Wciąż nie byłem do końca wybudzony,więc w drodze do czyjegoś telefonu,który leżał na podłodze straciłem równowagę trzy razy.
-Godzina…eee…yyy…z-zero…-uparcie starałem się doczytać,co tam jest napisane,ale ręce cholernie mi się trzęsły i nie mogłem załapać ostrości obrazu…to znaczy wzroku.-szzzusta dw-dwadzieścia.Ale rano czy wie-eczorem?
 Złapałem czkawkę,więc nie było nawet mowy o odczytaniu daty,która nabazgrana była strasznie małymi cyframi.Cholera,kto tworzy takie telefony?!Tak,powinni zaprojektować specjalną komórkę dla osób zkacowanych,z takimi ogromnymi numerami.To by było przydatne.
 Wędrując dalej,przeszedłem nad szatynem leżącym na ziemi.Zachaczyłem o niego stopą,ale chyba nie zrobił sobie z tego dużo,tylko obrócił głowę na drugą stronę.
 Wypadłem z pokoju prosto na ścianę korytarza zsuwając się na ziemię.
-Chwila przerwy…ej,to moje spodnie…czemu one wiszą pod sufitem?-moje spojrzenie powędrowało w górę,lekko przymrużyłem oczy chroniąc się przed światłem lampy.
 Nadal nie zbyt dziw…ah,dobra.
-Czemu ten słoik za mną chodzi?Ah,no tak…jestem idiotą.-pokręciłem głową naśmiewając się w myślach z samego siebie i wyciągnąłem rękę ze szklanego wyrobu.
 Postanowiłem kontynuować moją podróż,przeszedłem ze dwa metry i jakoś mi się odechciało.Pieprzyć to,idę spać.
 W tym momencie z pokoju naprzeciwko wydostał się Niall.
-Jezu,ale mi niedobrze…-jęknął z zamkniętymi oczami szukając czegoś,w co mógłby spawiować.A co znalazł?Przezroczysty słoik.Bardzo przyjemnie mi się na to patrzyło.
 Gdy skończył,wytarł usta moim skrawkiem bluzki i usiadł obok mnie.
-Ej,a ty wiesz,czemu ja siedziałem na balkonie przywiązany za rękę do klamki,w samej bieliźnie?-zapytał dysząc ciężko razem ze mną.W hotelu było strasznie duszno.
-Nie…a ty wiesz,czemu mia-ałem rękę w tym słoiku i spałem oparty o muszę se-edesową?
 Na twarzy blondyna pojawił się uśmiech.
-Nie…a ty wiesz,że masz czkawkę?
 Zaśmialiśmy się obaj klepiąc się rękami po ramionach.
-Tak,przyjacielu.Wiem o tym…Wasz pokój też jest zdemolowany?
-Poza materacem wywalonym za okno,zbitym telewizorem,potłuczonym szkłem i smrodem,jakby ktoś składował tam gówno,to wszystko w porządku.-gdy to mówił,zabawnie gestykulował rękami.
-U nas jest podobnie.
 Siedzieliśmy tak w ciszy wpatrzeni w jeden punkt na ścianie po drugiej stronie korytarza zastanwiajac się,co my do cholery wczoraj robiliśmy,dlaczego moje spodnie wiszą pod sufitem i inne takie.
 Właśnie miałem znów się odezwać,gdy usłyszeliśmy głośny huk z sufitu,stos przekleństw,które padły z kobiecych ust i dźwięk przekręcanego mechanizmu.Klapa nad nami nagle się otworzyła.
-Pam?Co ty robisz w szybie?-zapytałem wkurzoną brunetkę rozglądającą się dookoła.Zgaduję,że próbuje się domyślić,czemu znalazła się w tym miejscu.
 Niall przymrużył oczy i spojrzał najpierw na dziewczynę,potem na swoje ręce i na drzwi pokoju z którego wyszedł.Dlaczego on się tak uśmiecha?
-Ah,już wiem,dlaczego w naszym pokoju klapa do szybu też była otwarta!
-Ale,hmm…nawet nie bardzo wiem,co powiedzieć.-odparłem drapiąc się po głowie.-Spałaś w szybie wentylacyjnym?
-Nie,przyszłam tu zbierać grzyby!-znów zaklęła masując sobie czubek głowy,w który zapewne się uderzyła.-Pomóżcie mi stąd zejść.
 Leniwie podnieśliśmy się z podłogi i ustawiliśmy pod szybem.Pam zsunęła się niezgrabnie w dół pozwalając,byśmy ja złapali i postawili na ziemi,ale utrzymała się w tej pozycji tylko przez chwilę,no i teraz podpieramy ścianę we trójkę.
-Ej,Niall…-zaczęła ochrypnięty głosem dotykając jego rozczochranych włosów ręką.-Farbowałeś się na różowo?
-No tak,wczoraj.
 Brunetka przyglądała mu się przez dłuższą chwilę dziwnym wzrokiem.
-Ten kolczyk też zrobiłeś wczoraj?
-Co?!-Niall natychmiast wstał i rzucił się w kierunku łazienki,a my z Pam zaczęliśmy się śmiać.Po chwili dobiegło nas głośne „Kurwa mać!”,więc rechotaliśmy jeszcze głośniej.Przypomniało mi się,że zanim wzięliśmy kolejną partię,Niall zakładał się o coś z Harrym,a przegrany miał przekuć sobie ucho.Bidny chłopak…
 Wrócił do nas ze zmartwioną miną trzymając się z lewe ucho.
-Jakim prawem?!
-Nie wiem,stary,ale do twarzy ci w tym!
 Blondyn zaczął nerwowo kręcić się po korytarzu uparcie zastanawiając się nad rozwiązaniem,aż podeszła do niego Pam z zamiarem ściągnięcia mu tego kolczyka.Oczywiście szarpnęła go za mocno,więc zaczął krzyczeć,przez co jej ręce się trzęsły,w wyniku czego jeszcze boleśniej go ciągnęła aż biżuteria z zatrzaskiem się nie otworzyła.Niall dostał ataku paniki jak zobaczył krew.
Dziękuję sobie w duchu za to,że nie zakładałem się z Harrym.
-Liam!-usłyszęliśmy jakieś wołanie z pokoju.-Ktokolwiek tu nie śpi?
 Lou się obudził.
-Już idę!-uspokajając się po napadzie śmiechu na widok przerażonego Niallera przeszedłem do łazienki w której się obudziłem.Przez te wyrwane drzwi jakoś wygodniej tu.
 Za drzw…framugą zobaczyłem wyczerpanego Louisa i El siedzących przed wanną wyciskając wodę ze swoich ubrań.Nie wyglądali na zadowolonych.
-Wiesz,czemu siedzieliśmy w wannie?-zapytała brunetka chwiejnie podnosząc się z podłogi.
-Równie dobrze mógłbym spytać was,dlaczego Niall ma przekute ucho,ja spałem przy toalecie z ręką w słoiku,moje spodnie wiszą na lampie w korytarzu,a Pam ocknęła się w szybie wentylacyjnym.Jakieś pomysły?
 Nagle,nie wiadomo skąd i jak,obok mnie stanął Harry ubrany tak skąpo jak Niall.
-Pamiętam,że zacząłeś mocno przystawiać się do El,coś jej szeptałeś na ucho,a potem poszliście do łazienki.I tyle.-jego jak zwykle ochrypnięty głos przyprawił mnie o ból głowy.Jak on może być taki opanowany kiedy całe piętro hotelu jest zdemolowane i to zapewne przez nas?!Nie wiem,jak inni,ale odrobinę mnie to martwi.
-Lepiej zacznijmy tu sprzątać zanim Paul się poja…-zaczął Lou wstając z podłogi,ale przerwał mu donośny głos naszej opiekunki.
-Oh,Niall,Pam widzę,że już łaskawie wstaliście!
 Jesteśmy martwi.
 Niepewnie powędrowaliśmy do przedpokoju ze spuszczonymi głowami patrząc,jak Paul ze stoickim spokojem zaprowadza tą dwójkę do swojego pokoju.Kiedy mnie zobaczył,uśmiechnął się podejrzanie.
-Liam,obudź Zayna,Victorię i chodźcie tu.Mam dla was niespodziankę.
 Jego mina mówiła „spoko,nic ci nie zrobię,jesteś bezpieczny”,ale spojrzenie zdradzało,że jeśli się nie posłucham to ukręci mi kark.Pozostali ruszyli za nim.
-Tak,proszę tędy,bez pośpiechu.Tutaj,idziemy,siadać na łóżku.Dziękuję.
 No więc kiedy weszliśmy wszyscy do pokoju Paula,drzwi zamknął Joe i stanął przed nimi pilnując,byśmy nie uciekli.Nie sądziłem,że to potrzebne,póki nie usłyszeliśmy tych słów:
-Chciałbym pokazać wam pewien film dokumentalny.
 Wszyscy zaczęliśmy nerwowo przekręcać się na łóżku.
-Ale na początek,parę pytań.-zaczął machając pilotem,którego miał w dłoni.-Czy ktoś wie,jakie miejsca odwiedziliście zeszłej nocy?
 Spojrzałem za siebie.Nikt nie podniósł ręki,Harry przewrócił oczami i odetchnął.
 Na twarzy Paula pojawił się tryumfalny uśmiech,zdradzający,że zapewne za chwilę zostaniemy pogrążeni.
-Czyli nie pamiętacie swojej wycieczki po holu,wypadu do pubu i świetnej zabawy na środku ulicy?
-Nie…-odparliśmy równocześnie.
 Joe spojrzał na Paula i obaj zaczęli śmiać się donośnie.
-W takim razie,bez przedłużania,zapraszam na film pod tytułem „czego nie wolno robić będąc naćpanym”.Dodam jeszcze,że na potrzeby stworzenia tego dokumentu,kierownik pubu i dyrekcja hotelowa użyczyła nam odpowiednich materiałów,za co jesteśmy dozgonnie wdzięczni!
 Wideo się uruchomiło,Paul zrobił pauzę przed pierwszą sceną.
-Lekcja numer jeden:jeśli jesteśmy w stanie odurzenia,nie opuszczamy pokoju,w którym się znajdujemy.
 Przed nami pojawił się obraz ośmiu osób zmierzających w stronę windy nie przestając się śmiać.Jeszcze wtedy wszyscy mieliśmy ubrania.
 Na razie nie jest tak źle,nawet zaczęliśmy żartować ze swoich idiotycznych tekstów i tego,że odrobinę plątały nam się nogi.A potem Paul znacznie przewinął nagranie.
-Lekcja numer dwa:nie zamawiamy jedzenia w hotelowej recepcji i nie załatwiamy się na środku holu.To było do ciebie,Zayn.
 Mulat wytrzeszczył oczy i spojrzał na nas kompletnie zdziwiony.
Dzień dobry,poproszę dwa hamburgery i frytki.
 Wszyscy gapiliśmy się z niedowierzeniem na Zayna,który prowadził zaciętą kłótnię z portierem a gdy okazało się,że nie dostanie jedzenia,stanął na środku holu nie zważywszy na to,że dookoła są ludzie,odpiął rozporek i odlał się bez jakiegokolwiek wachania,jeszcze z szerokim uśmiechem na ustach,a gdy pojawiła się ochrona,postanowiliśmy stanąć w jego obronie.
-A tu mamy piękny przykład lekcji numer trzy,która mówi o tym,że nie powinno się atakować obsługi hotelowej.Tak,to bardzo dobry przykład.-Paul nie odpuszczał i pokazał nam ponownie idiotyczną scenę,w której kopię ochroniarza w kroczę,a Pam uderza go w czoło krzycząc „berek!” i ze śmiechem wymyka się drugiemu kolesiowi próbującemu za nią nadążyć.
 Wbrew pozorom,na razie nie było aż tak strasznie jak się wydawało,raczej zabawnie.Ale Paul dobrze wie,co robi.
-Skoro tak bardzo ucieszyły was pierwsze lekcje,przechodzimy teraz do kolejnej:dlaczego obściskiwanie się w miejscach publicznych jest złe,czyli podstawy dobrego zachowania.
 No i się zaczęło.Victoria z Harrym w holu,na ulicy i w pubie,gdzieś w międzyczasie ja wydzwaniający do Danielle krzycząc,jak bardzo ją kocham oraz El i Louis wbijający sobie języki do gardeł,nie wspominając o Pam i Niallu,którzy (pomijając fakt,że całowali) zachowali się dosyć przyzwoicie jak na kompletnie naćpanych.
 Czy ja na serio to zrobiłem?Liam,dlaczego ty mnie zawsze zawodzisz?!Liczyłem na ciebie,a ty dzwonisz do Danielle i wyznajesz jej miłość?Będę musiał jej wytłumaczyć,powiedzieć,że żartowałem…Bo żartowałem.Powinna zrozumieć,prawda?
-Czy możemy to przewinąć?-zawołała zakłopotana Vic kręcąc głową z niedowierzenia,podczas gdy Harry uśmiechał się szeroko,jakby łażące za nim dziewczyny były normą.
 Spojrzałem na Nialla,który kompletnie zaczerwieniony zerkał potajemnie na Pam starającą się ukryć szeroki uśmiech.
-O co wam chodzi?!Wy się tylko całowaliście,to żaden problem,a ja zadzwoniłem do Dan!-zawołałem pozwalając,by Zayn objął mnie ramieniem.-Jestem skończony…
-Biedactwa.-odezwał się Paul z udawanym współczuciem.-Chciałbym to przerwać,ale zachowaliście się jak banda idiotów,więc obejrzymy jeszcze kilka ciekawych scen.-starał się,by jego głos brzmiał jak najbardziej denerwująco.-Lekcja numer pięć:nie wychodzimy na środek ruchliwej ulicy,a zwłaszcza nie przed radiowozy.
 Znów uruchomił nagranie,gdzie cała nasza grupa wbija się na środek skrzyżowania nie zaprzestając w idiotycznych śmiechach tym samym zatrzymując ruch uliczny.
-Lekcja szósta:nie wymiotujemy do torby kobiety przechadzającej się po chodniku.
 Scena pokazowa.
-Lekcja siódma:nie wszczynamy awantur w pubach i innych miejscach publicznych.
 Scena pokazowa.
-Lekcja ósma:nie wdrapujemy się na latarnie uliczne.
 Scena pokazowa,znowu.
Lekcja dziewiąta:nie podejmujemy pochopnych decyzji,jak robienie nowych tatułaży w takim stanie...-w końcu zatrzymał taśmę i przestał mówić prześmiewczym tonem.-Mógłbym wymieniać tak długo,ale jedna,najważniejsza zasada to „nie zażywamy narkotyków”!Skąd w ogóle ten pomysł?!Nie mogliście po prostu tego opić,jak zwykli ludzie?Razumiem,że jesteście młodzi i chcecie się wyszaleć,ale to już przesada!
 Louis lekko się uśmiechnął.
-Ale było nawet fajnie.
-Oh,tak,bardzo fajnie,dopóki nie otrzymałem rachunków za zniszczenia i skarg z hotelu.Wiecie,jak długo musiałem targować się z policjantami,których napastowaliście żeby was nie zgarnęli?!
 Wszyscy spojrzeliśmy na niego ze skruchą.Jedyne,co przychodziło mi do głowy to niepewne „przykro nam”.
 Paul odetchnął i obdarzył nas rozczarowanym spojrzeniem.
-Bardzo się na was zawiodłem,dlatego za karę posprzątacie tu i wynagrodzicie wszelkie straty właścicielowi hotelu oraz pubu.
-Tak,Paul.-odparliśmy równocześnie spuszczając głowy ze wstydu.
-Macie też zakaz na jakiekolwiek wypady do końca naszego pobytu w Stanach.Jasne?
-Tak,Paul.
 Już mięliśmy wstać i ulotnić się do pokoi by doprowadzić je do pierwotnego stanu,gdy mężczyzna zatrzymał nas jeszcze na chwilę.
-Muszę wiedzieć,kto wpadł na ten beznadziejny pomysł.
 Harry okazał się szlachetniejszy,niż myśleliśmy.Niepewnie uniósł rękę patrząc na Paula z miną skarconego szczeniaka.
-Wy idźcie już sprzątać-wskazał nam palcem drzwi-a my sobie porozmawiamy.
 Obdarzyliśmy bruneta współczującymi uśmiechami starając się,by nasze miny nie zdradzały,że nie zapowiada się to dobrze,po czym Joe otworzył zamek i znaleźliśmy się na korytarzu.
-Jakieś komentarze?-odezwał się Niall z lekkim uśmiechem patrząc na kompletnie zdemolowane piętro jakby to nie była jego wina.
-Powiem tylko-Lou otoczył ramieniem blondyna i spojrzał na nas wszystkich-że niczego nie żałuję.A wy?

 Chcieliśmy zaprzeczyć,ale zdaje się,że pomimo najdziwniejszych zdarzeń i głupich pomysłów ten wieczór był zbyt szalony,by zaliczyć go do nieudanych.

*********************************************************************************

Jestem w kropce.Niby wiem,co teraz napisać,ale jak się za to zabrać?
 Tak w ogóle,to podoba się komuś to,co piszę?Ktoś to w ogóle czyta?Heloł?(tu powinno być echo)
Ah,no dobra.