czwartek, 3 kwietnia 2014

15. cz.1 "Coś powiedziałem?"

Tak,tak wiem."omg,miało być dwa tygodnie temu,obiecałaś na poprzedni czwarteeek".Podkreślam,że w poprzednim poście mówiłam ŻE NIE WIEM,podkreślam NIE WIEM,czy będzie na czwartek.Tak więc po czterech tygodniach jest jedna część...mistrz.Wena wróciła,tylko nie zdążyłam napisać całego,a uwieżcie mi,pisałam dużo.Nie chcę,by wyszedł taki słaby i pisany na kolanie,tak więc może wyjątkowo za tydzień pojawi się druga część.
 Enjoy :)
*********************************************************************************


*Liam*


 Liczyłem,że chłopaki stanowczo odradzą mi odebrania tego telefonu,ale oni tylko stali i gapili się wszędzie,tylko nie na mnie.Łoł,ale oni są naturalni.
-Pomóżcie mi,co ja mam zrobić?!-było coraz mniej czasu,fragment piosenki „Cry Me A River” Justina Timberleke'a dobiegał końca.-Odebrać?
 Zayn wymienił z Louisem znaczące spojrzenia.Winda akurat się otworzyła,więc obaj natychmiast zniknęli i zostałem sam.
-Ta,dzięki za pomoc!-zdążyłem jeszcze  zawołać,zanim do środka weszła jakaś spasła rodzina,przez co musiałem dość mocno przykleić się do ściany.
 Instynkt podpowiadał mi,by zostawić to i nie odbierać,ale stwierdziłem,że to nie miłe.Niech to,ta moja uprzejmość.
-Hej-za wszelką cenę próbowałem brzmieć spokojnie i jak ktoś,kto panuje nad sytuacją,ale nie bardzo mi to wyszło.-Od razu mówię,że nie mam ochoty z tobą rozmawiać,więc w każdej chwili mogę się rozłączyć.
-Wcale nie oczekuję,że będziesz chciał ze mną pomówić.-ponownie usłyszałem jej głos,ponownie zabolało.Przypomniałem sobie ten dzień;impreza urodzinowa,masa ludzi,zaczynało się tak dobrze…a ona nagle wyszła.Olała mnie kompletnie,choć tak mi zależało.To naprawdę mnie trafiło.Uczucia z tamtego dnia trafiły we mnie jak wielka fala.-Chciałbym prosić cię tylko o spotkanie.Musimy sobie wiele wyjaśnić.
-Sophia,nie chcę…
-Proszę.
 Wziąłem głęboki wdech.Co mam zrobić?Musiałaby się mocno wysilić,bym dał radę wybaczyć jej to, co zrobiła.Takie spotkanie nie ma sensu.
 Chciałem odpowiedzieć,gdy winda ponownie się otworzyła,gruba rodzina zniknęła i zostałem sam.Spokojnie mogłem mówić bez obaw,że jakiś wielki facet pochłonie mnie w swoim brzuchem i nawet się nie zorientuje.
-Nie wiem,muszę się zastanowić.Na razie jestem w LA.
-Ale wracasz jutro,prawda?-zabrzmiała dosyć entuzjastycznie,jakby cieszyła się,że znów będę w Londynie.Skąd taka nagła zmiana?Skąd ona w ogóle wie,że wracam jutro?-Po prostu daj znać,jeśli jednak się zdecydujesz.Naprawdę mi zależy.
-Oh,teraz?No tak,nie zależało ci,gdy postanowiłaś udać się na upojne chwile z byle jakim facetem z baru w moje urodziny?-ze złością podkreśliłem ostatnie słowa.Sophia nie bardzo wiedziała,co powiedzieć,więc bez zwłoki zakończyłem rozmowę.-Może oddzwonię.
 Sygnał się urwał.Do cholery,musiała dzwonić?Zepsuła mi dzień i okazało się,że w razie zagrożenia mogę liczyć na chłopaków…Zgadza się,to był sarkazm.
 Przeczesałem włosy jedną ręką opuszczając windę,nie wiem,na jakim byłem piętrze.Chciałem po prostu trochę odetchnąć.W połowie drogi zacząłem truchtem podążać w stronę końca korytarza,gdzie powinienem znaleźć okno.Brakowało mi tchu,natychmiast je otworzyłem i kilkakrotnie głęboko wciągnąłem powietrze.
-Teraz lepiej.-stwierdziłem mówiąc pod nosem.Zamknąłem okno i ponownie skierowałem się do windy.Ciekawe,co teraz robi reszta.
 Kiedy wróciłem na nasze piętro,okazało się,że Paul wymyślił wycieczkę do Hollywood,więc wszyscy przygotowywali się do wyjścia.Spojrzałem na zegarek,dochodzi dwunasta.
 Przed wejściem do pokoju powitał mnie Lou.Niby się uśmiechał,ale nie do końca prawdziwie.
-Wszystko w porządku?-spytał uprzejmo.
-W porządku-wyminąłem go w przejściu i powędrowałem do swojego łóżka.-Okazało się,że zadzwoniła przez pomyłkę.
 Louis w ciszy patrzył,jak wyposażam czarny plecak w swój tablet,portfel i inne potrzebne mi rzeczy.Wiedział,że kłamię.Przeszkadzało mi,że nie mówię swojemu przyjacielowi prawdy,ale wolałem zachować to dla siebie.Zapewne doradzałby mi,bym nie oddzwaniał i zignorował Sophię…ale nie mogę.Wciąż o niej myślę,choć nie powinienem.Jestem rozdarty między chronieniem swojego serca ,a miłością do niej.
 Do pokoju wszedł Paul i oznajmił,żebyśmy spotkali się w holu.Zostawił drzwi otwarte a w nich pojawił się Niall ze smętną miną.
-Życie jest takie okrutne…-stwierdził,zakładając na głowę swoją czapkę leżącą na środku łóżka.
-Zamknij się,Horan.Nadal jesteś idiotą za to,że tak spieprzyłeś sprawę.
-Łał,Louis,dzięki za pocieszenie.-zwrócił się w moją stronę.-A tobie co?
 Nie wiem,dlaczego,ale mnie wkurzył.Ze złością złapałem plecak,przeszedłem przez długość pokoju i trzasnąłem drzwiami.Ta cała sprawa z Sophią mnie rozdrażniła,a teraz wyładowuję się na chłopakach.To nie jest dobry pomysł.
 Za sobą usłyszałem dźwięk naciskanej klamki,a po chwili słowa,które padły z ust Nialla:
-Liam,o co chodzi?Coś powiedziałem?-truchtem przebiegł dzielącą nas odległość i odwrócił mnie przodem do siebie.-Porozmawiaj ze mną.
 Cholera,zostawcie mnie na chwilę samego!
-Nie,nie ty…Po prostu daj mi spokój,nie muszę z tobą rozmawiać.Sam sobie z tym poradzę.
 Chciałem coś jeszcze dodać,zanim zacznie mnie wypytywać,gdy z apartamentu tuż obok nas wyszła Pam.Niall spojrzał na nią kompletnie oderwany od rzeczywistości,i choć unikała kontaktu wzrokowego z nim,nie mogła powstrzymać się przed krótkim rzutem oka przed tym,jak weszła do windy.Oboje wyglądali mi na bardzo strapionych tym,co było między nimi.Szkoda mi Pam...Tylko Pam.Bo to Niall wszystko zepsuł.
-Stary,lepiej spróbuj wyjść z bagna,w które sam wszedłeś,zamiast pomagać mi.-powiedziałem najżyczliwszym głosem,na jaki mogłem się zdobyć w tej chwili i poklepałem go po ramieniu.Blondyn zamknął usta,które otworzył na widok Pam,po czym zkaończył rozmowę lekkim uśmiechem.
 Pojawił się Harry i Louis,więc we czwórkę zjechaliśmy na parter.Ja się nie odzywałem,Harry z chęcią gawędził o niczym z Niallem i Louisem,który sam przytłoczony swoimi problemami sprawiał wrażenie trochę nieobecnego.
 Opuściliśmy windę by znaleźć się w ogromnym,bogato ozdobionym hotelu.Z lewej strony znajdowała się recepcja z łukowatym blatem,za którym stało trzech pracowników.Trochę bliżej nas ustawiono kanapy w egzotyczne wzory i stoliki kawowe,z głośników leciała cicha muzyka.Na przeciwko,przy drzwiach wejściowych odszukałem znajomą twarz Zayna i Victorii,a tuż obok niej Pam.
 Przeszliśmy po kolorowych dywanach prosto do Paula,który rozmawiał z kierownikiem hotelu,poznałem go po zapewne drogim garniaku.Na oko czterdziestoletni mężczyzna z lekką łysiną przerzedzającą jego jasne włosy dostrzegł nas i obdarzył złowrogim spojrzeniem.Chyba jeszcze nie wybaczył nam za zdemolowanie piętra…
 Liczne ozdoby w holu,blade światło z bogatych żyrandoli i bezustanny zgiełk przyprawiał mnie o ból głowy,więc bez czekania wyszedłem na zewnątrz by trochę odetchnąć.Po krótkim czasie dołączyła do mnie reszta,mogliśmy wsiadać do przygotowanego vana.
 Pam i Niall przeżywają kryzys,Louisowi zniknęła dziewczyna i nie ma z nią kontaktu,a ja jestem w potrzasku.W zasadzie to tylko Zayn,Victoria i Harry sprawiają wrażenie niestrapionych,choć może mi się wydawać.To się zapowiada na długą i trudną wycieczkę.

3 komentarze: