czwartek, 30 stycznia 2014

13. "Nie miałeś rzucić?" cz.1

*Niall*


 Siedzieliśmy w jednym pokoju,nikt się nie odzywał,jedynie odgłos wymiotującego Zayna co jakiś czas przerywał ciszę.
 Nie podnosząc się z podłogi,spojrzałem na wszystkich po kolei.Louis i Eleanor stali obok siebie przy balkonie,Victoria próbowała doprowadzić do ładu jedno z łóżek,Pam krzątała się od kilku minut w poszukiwaniu telefonu.Wcześniej wyczułem coś komórko-podobnego pod moją nogą,ale nie chciało mi się sprawdzać,co to.
 Po tym,jak Zayn wygrzebał się z łazienki korzystając z pomocy Liama,a Pam ochrzaniła mnie za to,że celowo ukryłem jej telefon,do pokoju wszedł Harry z najżałośniejszą miną,jaką w życiu widziałem.
-I co?Bardzo dostałeś?-zapytałem,ale najwyraźniej mnie słyszał,tylko przysiadł na brzegu łóżka i odetchnął.
 Chłopak wpatrywał się w ścianę przed sobą,aż po kilku sekundach dotarło do niego,że coś chciałem do niego powiedzieć.
-Co?
-Pytałem,czy bardzo cię pobili.
 Na twarz Harrego wkradł się lekki uśmiech,po czym pokręcił głową.
-Nie…ale mam trochę gorszą karę,niż wy.-spojrzał na nasze zaciekawione twarze.-Paul nadał mi „specjalne” zadanie.
-Czyli?-Victoria udawała obojętność,ale widać było,jak chłonie każde jego słowo.Brunet tylko ponownie się uśmiechnął,wstał z łóżka i ruszył w stronę wyjścia z pokoju.
-Zobaczycie.
-Po co on tu w ogóle wchodził?-Zayn nie do końca jeszcze kontaktował się ze światem,zwłaszcza po dłuższej wizycie w łazience.
 Powolnie podniosłem się z podłogi i otrzepałem swój tyłek.
-Nieważne…chodźcie i pomóżcie mi sprzątać.
 Sprzątaliśmy do wieczora.W kieszeni swoich spodni znalazłem plik studolarówek,Eleanor i Victoria szukały swoich biustonoszy (nawet nie pytam) a Zayn przez jakąś godzinę kłócił się z Perrie przez telefon na temat papierosów.Z tego,co słyszałem,to znalazła otwartą paczkę w domu i jest zła,że nie zerwał z nałogiem.Nieładnie,Zayn,nieładnie.
 Około dwudziestej trzeciej wszyscy znaleźliśmy się w studiu na jednej kanapie oglądając „Kevin sam w domu” (szykujemy się na święta) wspólnymi siłami próbując dociec,co jeszcze działo się wczoraj.


*Pam*


 Podczas gdy Niall dyskutował z Eleanor o ilości wypitego alkoholu,ja bawiłam się palcami blondyna obejmującego mnie jedną ręką.Co jakiś czas zerkałam na Victorię,która potajemnie zerkała na Harrego,on natomiast dyskretnie zerkał na nią,więc udawała,że na niego nie zerka.Liam jako jedyny naprawdę oglądał to,co leciało w telewizji.
 Po kilku minutach do pokoju ponownie wszedł Zayn sapiący jak wściekłe zwierze.Podszedł do kanapy przelotnie patrząc tylko na nasze zdziwione miny,po czym zwrócił się do Liama.
-Masz jeszcze fajki?
 Brunet pokiwał głową.Nie wiem,jak oni mogą palić,to jest takie…fuj.Jedyne określenie,już nie wspominając o tym,że papierosy są trucizną.
 Zayn z niecierpliwością tupał nogą gdy chłopak wyciągał z kieszeni bluzy mały kartonik i podał mu do ręki.
-Nie miałeś rzucić?-zapytałam odrobinę niepewnie.Jego zaciśnięte pięści i zmarszczone brwi trochę mnie zaniepokoiły.Wyglądał,jakby za chwilę miał kogoś rozszarpać.
-Nawet mi o tym nie wspominaj.Perrie dostała jakiegoś szału i wciąż do mnie wydzwania.-odparł wyciągając zapalniczkę z kieszeni.Skoro „wcześniej nie palił”,to dlaczego nosi ją ze sobą?
-Jak już musisz zapalić,to nie tutaj,bo nas też trujesz.-protest Louisa wywołał u Zayna zdenerwowane westchnienie,szybko podszedł do okna,otworzył je i usiadł na parapecie.
-Tyle wystarczy?
 Wszyscy odparliśmy zgodnym „mhm” i wróciliśmy do poprzednich zajęć.Dyskretnie odwróciłam głowę w stronę Mulata,który niemalże drżącymi ze zdenerwowania dłońmi zapalił papierosa i zaciągnął się dymem,po czym wypuścił go nieśpiesznie w stronę okna przez usta.
 Zaczęłam zastanawiać się,dlaczego z tego wynikła taka awantura.Gdyby pokłócił się z Perrie o swój nałóg nie byłby aż tak zły.Wiem,że łatwo się denerwuje,ale aż tak bardzo?Coś mi się tu nie podoba,ale jeszcze nie wiem,co.
-Zayn.-odezwałam się obserwując,jak natychmiast obraca głowę w moją stronę z pytającą miną.
-Co?
 Krótka chwila ciszy.
-…już nic.
 Zayn tylko przewrócił oczami i ponownie zaciągnął się dymem z papierosa,a ja wciąż na niego patrzyłam.Przez ten moment,w którym patrzył na mnie z zainteresowaniem…wcale nie był zaciekawiony.Sposób,w jaki mówi,jakim spojrzeniem mnie obdarza,nawet sposób,w jaki siedzi zdradza,że nie jest tylko zły.

 Muszę zadzwonić do Perrie,natychmiast.
*********************************************************************************
 Na początek STRASZIE PRZEPRASZAM ŻE TAK DŁUGO NIE BYŁO ROZDZIAŁU!!!Miały być co dwa tygodnie,rozciągnęło się do trzech...ale teraz będzie co dwa ;) Wena wróciła,jest git,tylko teraz nie wyrobiłam się z napisaniem całego rozdziału,więc tu pierwsza część,druga będzie znacznie dłuższa :)
 Takie zabieganie mam przez szkołę,ale też przez opowiadanie,które zaczęłam pisać,ale zanim przejdę do realizacji kolejnego opowiadania to pff...dużo.
Pozdro :*

czwartek, 16 stycznia 2014

Nie będzie posta...i kilka zmian.

 Rozdziału dziś nie będzie,nie zdążyłam go napisać,zero weny :(
 Napisałam ze dwa zdania...dlatego postanowiłam,że rozdziały będą teraz co dwa tygodnie,żebym nie musiała się tak śpieszyć :P
 Mam nadzieję,że do następnego czwartku jakoś się wyrobię i rozdział będzie,ale chyba odrobinę krótszy niż wcześniej :\



czwartek, 9 stycznia 2014

12. "A my sobie porozmawiamy..."

*Liam*


 Ocknąłem się z prawą ręką w pustym słoiku,klatą zabazgraną szminką,porwanej bluzce i bez spodni,w łazience.Chyba chciałem z niej skorzystać,zanim całkowicie odleciałem.
 Odetchnąłem ciężko przecierając twarz dłonią po czym rozejrzałem się dookoła.W wannie leżał Lou razem z El w dziwacznej pozycji,cały mokry,ze spodniami ściągniętymi do linii kolan.
 Dobra,muszę odzyskać orientację.W jakim pokoju jesteśmy?
 Chwiejnie podniosłem się na proste nogi,cenną podporą była mi framuga drzwi,które z kolei leżały na podłodze obok.Nadal niezbyt zaskakujące.
 Zaschło mi w gardle.
 Idąc tropem ściany zorientowałem się,że w tym pokoju jest tylko Zayn.Matko,co tu się działo?
 Wciąż nie byłem do końca wybudzony,więc w drodze do czyjegoś telefonu,który leżał na podłodze straciłem równowagę trzy razy.
-Godzina…eee…yyy…z-zero…-uparcie starałem się doczytać,co tam jest napisane,ale ręce cholernie mi się trzęsły i nie mogłem załapać ostrości obrazu…to znaczy wzroku.-szzzusta dw-dwadzieścia.Ale rano czy wie-eczorem?
 Złapałem czkawkę,więc nie było nawet mowy o odczytaniu daty,która nabazgrana była strasznie małymi cyframi.Cholera,kto tworzy takie telefony?!Tak,powinni zaprojektować specjalną komórkę dla osób zkacowanych,z takimi ogromnymi numerami.To by było przydatne.
 Wędrując dalej,przeszedłem nad szatynem leżącym na ziemi.Zachaczyłem o niego stopą,ale chyba nie zrobił sobie z tego dużo,tylko obrócił głowę na drugą stronę.
 Wypadłem z pokoju prosto na ścianę korytarza zsuwając się na ziemię.
-Chwila przerwy…ej,to moje spodnie…czemu one wiszą pod sufitem?-moje spojrzenie powędrowało w górę,lekko przymrużyłem oczy chroniąc się przed światłem lampy.
 Nadal nie zbyt dziw…ah,dobra.
-Czemu ten słoik za mną chodzi?Ah,no tak…jestem idiotą.-pokręciłem głową naśmiewając się w myślach z samego siebie i wyciągnąłem rękę ze szklanego wyrobu.
 Postanowiłem kontynuować moją podróż,przeszedłem ze dwa metry i jakoś mi się odechciało.Pieprzyć to,idę spać.
 W tym momencie z pokoju naprzeciwko wydostał się Niall.
-Jezu,ale mi niedobrze…-jęknął z zamkniętymi oczami szukając czegoś,w co mógłby spawiować.A co znalazł?Przezroczysty słoik.Bardzo przyjemnie mi się na to patrzyło.
 Gdy skończył,wytarł usta moim skrawkiem bluzki i usiadł obok mnie.
-Ej,a ty wiesz,czemu ja siedziałem na balkonie przywiązany za rękę do klamki,w samej bieliźnie?-zapytał dysząc ciężko razem ze mną.W hotelu było strasznie duszno.
-Nie…a ty wiesz,czemu mia-ałem rękę w tym słoiku i spałem oparty o muszę se-edesową?
 Na twarzy blondyna pojawił się uśmiech.
-Nie…a ty wiesz,że masz czkawkę?
 Zaśmialiśmy się obaj klepiąc się rękami po ramionach.
-Tak,przyjacielu.Wiem o tym…Wasz pokój też jest zdemolowany?
-Poza materacem wywalonym za okno,zbitym telewizorem,potłuczonym szkłem i smrodem,jakby ktoś składował tam gówno,to wszystko w porządku.-gdy to mówił,zabawnie gestykulował rękami.
-U nas jest podobnie.
 Siedzieliśmy tak w ciszy wpatrzeni w jeden punkt na ścianie po drugiej stronie korytarza zastanwiajac się,co my do cholery wczoraj robiliśmy,dlaczego moje spodnie wiszą pod sufitem i inne takie.
 Właśnie miałem znów się odezwać,gdy usłyszeliśmy głośny huk z sufitu,stos przekleństw,które padły z kobiecych ust i dźwięk przekręcanego mechanizmu.Klapa nad nami nagle się otworzyła.
-Pam?Co ty robisz w szybie?-zapytałem wkurzoną brunetkę rozglądającą się dookoła.Zgaduję,że próbuje się domyślić,czemu znalazła się w tym miejscu.
 Niall przymrużył oczy i spojrzał najpierw na dziewczynę,potem na swoje ręce i na drzwi pokoju z którego wyszedł.Dlaczego on się tak uśmiecha?
-Ah,już wiem,dlaczego w naszym pokoju klapa do szybu też była otwarta!
-Ale,hmm…nawet nie bardzo wiem,co powiedzieć.-odparłem drapiąc się po głowie.-Spałaś w szybie wentylacyjnym?
-Nie,przyszłam tu zbierać grzyby!-znów zaklęła masując sobie czubek głowy,w który zapewne się uderzyła.-Pomóżcie mi stąd zejść.
 Leniwie podnieśliśmy się z podłogi i ustawiliśmy pod szybem.Pam zsunęła się niezgrabnie w dół pozwalając,byśmy ja złapali i postawili na ziemi,ale utrzymała się w tej pozycji tylko przez chwilę,no i teraz podpieramy ścianę we trójkę.
-Ej,Niall…-zaczęła ochrypnięty głosem dotykając jego rozczochranych włosów ręką.-Farbowałeś się na różowo?
-No tak,wczoraj.
 Brunetka przyglądała mu się przez dłuższą chwilę dziwnym wzrokiem.
-Ten kolczyk też zrobiłeś wczoraj?
-Co?!-Niall natychmiast wstał i rzucił się w kierunku łazienki,a my z Pam zaczęliśmy się śmiać.Po chwili dobiegło nas głośne „Kurwa mać!”,więc rechotaliśmy jeszcze głośniej.Przypomniało mi się,że zanim wzięliśmy kolejną partię,Niall zakładał się o coś z Harrym,a przegrany miał przekuć sobie ucho.Bidny chłopak…
 Wrócił do nas ze zmartwioną miną trzymając się z lewe ucho.
-Jakim prawem?!
-Nie wiem,stary,ale do twarzy ci w tym!
 Blondyn zaczął nerwowo kręcić się po korytarzu uparcie zastanawiając się nad rozwiązaniem,aż podeszła do niego Pam z zamiarem ściągnięcia mu tego kolczyka.Oczywiście szarpnęła go za mocno,więc zaczął krzyczeć,przez co jej ręce się trzęsły,w wyniku czego jeszcze boleśniej go ciągnęła aż biżuteria z zatrzaskiem się nie otworzyła.Niall dostał ataku paniki jak zobaczył krew.
Dziękuję sobie w duchu za to,że nie zakładałem się z Harrym.
-Liam!-usłyszęliśmy jakieś wołanie z pokoju.-Ktokolwiek tu nie śpi?
 Lou się obudził.
-Już idę!-uspokajając się po napadzie śmiechu na widok przerażonego Niallera przeszedłem do łazienki w której się obudziłem.Przez te wyrwane drzwi jakoś wygodniej tu.
 Za drzw…framugą zobaczyłem wyczerpanego Louisa i El siedzących przed wanną wyciskając wodę ze swoich ubrań.Nie wyglądali na zadowolonych.
-Wiesz,czemu siedzieliśmy w wannie?-zapytała brunetka chwiejnie podnosząc się z podłogi.
-Równie dobrze mógłbym spytać was,dlaczego Niall ma przekute ucho,ja spałem przy toalecie z ręką w słoiku,moje spodnie wiszą na lampie w korytarzu,a Pam ocknęła się w szybie wentylacyjnym.Jakieś pomysły?
 Nagle,nie wiadomo skąd i jak,obok mnie stanął Harry ubrany tak skąpo jak Niall.
-Pamiętam,że zacząłeś mocno przystawiać się do El,coś jej szeptałeś na ucho,a potem poszliście do łazienki.I tyle.-jego jak zwykle ochrypnięty głos przyprawił mnie o ból głowy.Jak on może być taki opanowany kiedy całe piętro hotelu jest zdemolowane i to zapewne przez nas?!Nie wiem,jak inni,ale odrobinę mnie to martwi.
-Lepiej zacznijmy tu sprzątać zanim Paul się poja…-zaczął Lou wstając z podłogi,ale przerwał mu donośny głos naszej opiekunki.
-Oh,Niall,Pam widzę,że już łaskawie wstaliście!
 Jesteśmy martwi.
 Niepewnie powędrowaliśmy do przedpokoju ze spuszczonymi głowami patrząc,jak Paul ze stoickim spokojem zaprowadza tą dwójkę do swojego pokoju.Kiedy mnie zobaczył,uśmiechnął się podejrzanie.
-Liam,obudź Zayna,Victorię i chodźcie tu.Mam dla was niespodziankę.
 Jego mina mówiła „spoko,nic ci nie zrobię,jesteś bezpieczny”,ale spojrzenie zdradzało,że jeśli się nie posłucham to ukręci mi kark.Pozostali ruszyli za nim.
-Tak,proszę tędy,bez pośpiechu.Tutaj,idziemy,siadać na łóżku.Dziękuję.
 No więc kiedy weszliśmy wszyscy do pokoju Paula,drzwi zamknął Joe i stanął przed nimi pilnując,byśmy nie uciekli.Nie sądziłem,że to potrzebne,póki nie usłyszeliśmy tych słów:
-Chciałbym pokazać wam pewien film dokumentalny.
 Wszyscy zaczęliśmy nerwowo przekręcać się na łóżku.
-Ale na początek,parę pytań.-zaczął machając pilotem,którego miał w dłoni.-Czy ktoś wie,jakie miejsca odwiedziliście zeszłej nocy?
 Spojrzałem za siebie.Nikt nie podniósł ręki,Harry przewrócił oczami i odetchnął.
 Na twarzy Paula pojawił się tryumfalny uśmiech,zdradzający,że zapewne za chwilę zostaniemy pogrążeni.
-Czyli nie pamiętacie swojej wycieczki po holu,wypadu do pubu i świetnej zabawy na środku ulicy?
-Nie…-odparliśmy równocześnie.
 Joe spojrzał na Paula i obaj zaczęli śmiać się donośnie.
-W takim razie,bez przedłużania,zapraszam na film pod tytułem „czego nie wolno robić będąc naćpanym”.Dodam jeszcze,że na potrzeby stworzenia tego dokumentu,kierownik pubu i dyrekcja hotelowa użyczyła nam odpowiednich materiałów,za co jesteśmy dozgonnie wdzięczni!
 Wideo się uruchomiło,Paul zrobił pauzę przed pierwszą sceną.
-Lekcja numer jeden:jeśli jesteśmy w stanie odurzenia,nie opuszczamy pokoju,w którym się znajdujemy.
 Przed nami pojawił się obraz ośmiu osób zmierzających w stronę windy nie przestając się śmiać.Jeszcze wtedy wszyscy mieliśmy ubrania.
 Na razie nie jest tak źle,nawet zaczęliśmy żartować ze swoich idiotycznych tekstów i tego,że odrobinę plątały nam się nogi.A potem Paul znacznie przewinął nagranie.
-Lekcja numer dwa:nie zamawiamy jedzenia w hotelowej recepcji i nie załatwiamy się na środku holu.To było do ciebie,Zayn.
 Mulat wytrzeszczył oczy i spojrzał na nas kompletnie zdziwiony.
Dzień dobry,poproszę dwa hamburgery i frytki.
 Wszyscy gapiliśmy się z niedowierzeniem na Zayna,który prowadził zaciętą kłótnię z portierem a gdy okazało się,że nie dostanie jedzenia,stanął na środku holu nie zważywszy na to,że dookoła są ludzie,odpiął rozporek i odlał się bez jakiegokolwiek wachania,jeszcze z szerokim uśmiechem na ustach,a gdy pojawiła się ochrona,postanowiliśmy stanąć w jego obronie.
-A tu mamy piękny przykład lekcji numer trzy,która mówi o tym,że nie powinno się atakować obsługi hotelowej.Tak,to bardzo dobry przykład.-Paul nie odpuszczał i pokazał nam ponownie idiotyczną scenę,w której kopię ochroniarza w kroczę,a Pam uderza go w czoło krzycząc „berek!” i ze śmiechem wymyka się drugiemu kolesiowi próbującemu za nią nadążyć.
 Wbrew pozorom,na razie nie było aż tak strasznie jak się wydawało,raczej zabawnie.Ale Paul dobrze wie,co robi.
-Skoro tak bardzo ucieszyły was pierwsze lekcje,przechodzimy teraz do kolejnej:dlaczego obściskiwanie się w miejscach publicznych jest złe,czyli podstawy dobrego zachowania.
 No i się zaczęło.Victoria z Harrym w holu,na ulicy i w pubie,gdzieś w międzyczasie ja wydzwaniający do Danielle krzycząc,jak bardzo ją kocham oraz El i Louis wbijający sobie języki do gardeł,nie wspominając o Pam i Niallu,którzy (pomijając fakt,że całowali) zachowali się dosyć przyzwoicie jak na kompletnie naćpanych.
 Czy ja na serio to zrobiłem?Liam,dlaczego ty mnie zawsze zawodzisz?!Liczyłem na ciebie,a ty dzwonisz do Danielle i wyznajesz jej miłość?Będę musiał jej wytłumaczyć,powiedzieć,że żartowałem…Bo żartowałem.Powinna zrozumieć,prawda?
-Czy możemy to przewinąć?-zawołała zakłopotana Vic kręcąc głową z niedowierzenia,podczas gdy Harry uśmiechał się szeroko,jakby łażące za nim dziewczyny były normą.
 Spojrzałem na Nialla,który kompletnie zaczerwieniony zerkał potajemnie na Pam starającą się ukryć szeroki uśmiech.
-O co wam chodzi?!Wy się tylko całowaliście,to żaden problem,a ja zadzwoniłem do Dan!-zawołałem pozwalając,by Zayn objął mnie ramieniem.-Jestem skończony…
-Biedactwa.-odezwał się Paul z udawanym współczuciem.-Chciałbym to przerwać,ale zachowaliście się jak banda idiotów,więc obejrzymy jeszcze kilka ciekawych scen.-starał się,by jego głos brzmiał jak najbardziej denerwująco.-Lekcja numer pięć:nie wychodzimy na środek ruchliwej ulicy,a zwłaszcza nie przed radiowozy.
 Znów uruchomił nagranie,gdzie cała nasza grupa wbija się na środek skrzyżowania nie zaprzestając w idiotycznych śmiechach tym samym zatrzymując ruch uliczny.
-Lekcja szósta:nie wymiotujemy do torby kobiety przechadzającej się po chodniku.
 Scena pokazowa.
-Lekcja siódma:nie wszczynamy awantur w pubach i innych miejscach publicznych.
 Scena pokazowa.
-Lekcja ósma:nie wdrapujemy się na latarnie uliczne.
 Scena pokazowa,znowu.
Lekcja dziewiąta:nie podejmujemy pochopnych decyzji,jak robienie nowych tatułaży w takim stanie...-w końcu zatrzymał taśmę i przestał mówić prześmiewczym tonem.-Mógłbym wymieniać tak długo,ale jedna,najważniejsza zasada to „nie zażywamy narkotyków”!Skąd w ogóle ten pomysł?!Nie mogliście po prostu tego opić,jak zwykli ludzie?Razumiem,że jesteście młodzi i chcecie się wyszaleć,ale to już przesada!
 Louis lekko się uśmiechnął.
-Ale było nawet fajnie.
-Oh,tak,bardzo fajnie,dopóki nie otrzymałem rachunków za zniszczenia i skarg z hotelu.Wiecie,jak długo musiałem targować się z policjantami,których napastowaliście żeby was nie zgarnęli?!
 Wszyscy spojrzeliśmy na niego ze skruchą.Jedyne,co przychodziło mi do głowy to niepewne „przykro nam”.
 Paul odetchnął i obdarzył nas rozczarowanym spojrzeniem.
-Bardzo się na was zawiodłem,dlatego za karę posprzątacie tu i wynagrodzicie wszelkie straty właścicielowi hotelu oraz pubu.
-Tak,Paul.-odparliśmy równocześnie spuszczając głowy ze wstydu.
-Macie też zakaz na jakiekolwiek wypady do końca naszego pobytu w Stanach.Jasne?
-Tak,Paul.
 Już mięliśmy wstać i ulotnić się do pokoi by doprowadzić je do pierwotnego stanu,gdy mężczyzna zatrzymał nas jeszcze na chwilę.
-Muszę wiedzieć,kto wpadł na ten beznadziejny pomysł.
 Harry okazał się szlachetniejszy,niż myśleliśmy.Niepewnie uniósł rękę patrząc na Paula z miną skarconego szczeniaka.
-Wy idźcie już sprzątać-wskazał nam palcem drzwi-a my sobie porozmawiamy.
 Obdarzyliśmy bruneta współczującymi uśmiechami starając się,by nasze miny nie zdradzały,że nie zapowiada się to dobrze,po czym Joe otworzył zamek i znaleźliśmy się na korytarzu.
-Jakieś komentarze?-odezwał się Niall z lekkim uśmiechem patrząc na kompletnie zdemolowane piętro jakby to nie była jego wina.
-Powiem tylko-Lou otoczył ramieniem blondyna i spojrzał na nas wszystkich-że niczego nie żałuję.A wy?

 Chcieliśmy zaprzeczyć,ale zdaje się,że pomimo najdziwniejszych zdarzeń i głupich pomysłów ten wieczór był zbyt szalony,by zaliczyć go do nieudanych.

*********************************************************************************

Jestem w kropce.Niby wiem,co teraz napisać,ale jak się za to zabrać?
 Tak w ogóle,to podoba się komuś to,co piszę?Ktoś to w ogóle czyta?Heloł?(tu powinno być echo)
Ah,no dobra.

sobota, 4 stycznia 2014

11. "Wpisałeś zły numer..."

*Victoria*


 Przeszłam się,przemyślałam parę spraw i stwierdziłam,że Harry jest kompletnym idiotą,w dodatku wiecznie napalonym.Wkurzył mnie!Wiecie,co?Już miałam przyznać,że jednak mi się podoba,ale tak nie jest!A raczej nie powinno.
 Stając przed drzwiami hotelu,stwierdziłam,że muszą już być wewnątrz.Cholera,mam nadzieję,że nigdzie nie kręci się Harry.
 Nerwowo naciskałam przycisk przywołujący windę nie przestając się rozglądać.Albo mam jakąś paranoję,albo on został ninją i wciąż mnie obserwuje,czeka,aż się schylę…Tak,on jest nie obliczalny.
 Na wszelki wypadek ścisnęłam mocniej kurtkę,którą trzymałam w ręce i wkroczyłam do małego pomieszczenia.Piętro dwudzieste pierwsze,opuściłam windę pokonując długi korytarz z rekordową prędkością.Jestem blisko,jeszcze parę metrów...
 Już zdawało mi się,że jestem zwycięzcą,gdy ktoś po drugiej stronie korytarza wyszedł zza rogu zajęty pisaniem na telefonie.Ten ktoś zatrzymał się w pół kroku jakby odrobinę zadziwiowny tym,co przeczytał na ekranie komórki,drugą ręką drapiąc się po brodzie,tak cholernie seksownie…Ten ktoś podniósł wzrok.Spojrzał na mnie z kompletną obojętnością,zupełnie,jakbym nie była tą osobą,którą obmacywał jakieś dwie godziny temu,ale po chwili na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech,przez który niemalże się rozpłynęłam.
 Nie wiem,czemu,ale cała moja pewność siebie nagle gdzieś zniknęła,w wyniku czego nie kontrolowanie spuściłam wzrok i ostatnie kilka metrów,które dzieliły mnie od pokoju przebyłam szybkim truchtem,otworzyłam czym prędzej drzwi i wpadłam do środka.Na łóżku obok mojego siedziała Pam zawzięcie czytając coś na tablecie.
 Opierając się o ścianę,wzięłam głęboki wdech na dłuższą chwilę zamykając oczy.Dlaczego się tak dzieje?!Dwa tygodnie temu bez wahania mogłabym pchnąć go pod rozpędzony samochód,a teraz…daje mu się dotykać.Niedobrze!
-Gdzie byłaś?-spytała brunetka spoglądając na mnie jak nadopiekuńczy ojciec patrzy na swoją córkę wybierającą się na imprezę.
 Spojrzałam na lewo i prawo.Jeśli coś powiem,to się domyśli,jeśli nic nie powiem,będzie jeszcze gorzej.
 Zdążyłam ledwo wydusić z siebie proste „Eee…”,gdy ta wyskoczyła z łóżka kompletnie zaaferowana.
-Miałaś moment z Harrym w szpitalu!On ci się strasznie podoba!Wiedziałam to!Wiedziałam!
-Wcale nie…-to były najbardziej niewiarygodne słowa,jakie mogłam powiedzieć,ale starałam się,by brzmiały naturalnie.Pam zatrzymała się i spojrzała na mnie z wytrzeszczonymi oczami.
-Matko,Vic,ty się czerwienisz!
 Dotknęłam wierzchem dłoni swojego policzka,był kompletnie rozpalony.Proszę,o to co robi ze mną Harry.To nie fair,że ja tak się zachowuję na każdą choćby wzmiankę o nim,a ten może sobie mnie obmacywać i to jeszcze z szerokim uśmiechem!
 Położyła dłoń na moim ramieniu kręcąc głową z dziwacznym wyrazem twarzy.
-Victorio,Ten chłopak nie jest dla ciebie.
 Przewróciłam oczami i skierowałam się na swoje łóżko.
-Wiem,ale co ja mam teraz zrobić?Gdyby mi się bardzo nie podobał,w szpitalu dałabym mu w pysk choćby za to,że na mnie spojrzał.Co mam zrobić,jak on tak na mnie działa?-wyjęczałam przez poduszkę,która obecnie zakrywała moją twarz.
-Oj,kochana.
 Stało się.Wypowiedziała kluczowe słowa,co oznacza wstęp do terapeutycznej porady psychologa.Pam uwielbia to robić,a co najdziwniejsze,jest w tym całkiem niezła.
 Usiadła na brzegu materaca zakładając nogę na nogę i odchrząknęła nienaturalnie wysokim głosem.Głupawa i niepoważna dziewczyna,ale za to jaka urocza!
-Panno Spark,uważam,że miłość nie jest żadną groźną chorobą,wręcz przeciwnie,zważywszy na moje uczucie skierowane do najprzystojniejszego mężczyzny na świecie,którego nazwiska nie zdradzę.Jest on cudowny,słodki ale i seksowny,miły,zabawny,opiekuńczy,wesoły,uzdolniony,wrażliwy…-powstrzymała się przed uśmiechem i poprawiła wyimaginowane okulary-zaraz,czy nie miałam mówić o czymś innym?Przypomnij,proszę,temat.
 Przewrócenie oczami to za mało.
-Ja i Harry,panno Nevana.
-Ah,no tak,dziękuję.Tak więc:Harry jest kobieciarzem,nie warto jest się w nim zakochiwać jeśli on nie czuje tego samego,gdyż zostanie pani najzwyczajniej w świecie wykorzystana,i to parokrotnie.
 Bolesne,ale prawdziwe.A może on jednak chciałby czegoś więcej?Nie wyobrażam sobie Harrego w postaci dobrego chłopaka.
 Przestawiłam swoje przemyślenie terapeutce,a ta głęboko się zamyśliła drapiąc się po brodzie.
-Z tym się nie zgadzam,panno Spark,Harry jest jednym z najlepszych typów partnera,jaki dostępny jest „na rynku”,a przynajmniej tak słyszałam od jego byłych dziewczyn.
-Czyli mówisz,że jeśli podobam się Harremu to bylibyśmy super szczęśliwą parą?
-Tak,jednak radziłabym uważać na jego dziwne zaloty,bardzo nieetyczne,śmiałe,ale i zdradzające wiele o tym,co pragnie przekazać.Jeśli naprawdę kogoś lubi,uczepi się go jak pies psiego ogona i nie będzie chciał puścić.A panna Victoria Styles bardzo ładnie brzmi.
 Uśmiechnęłam się szeroko i podniosłam z pozycji leżącej.
-Tak myślisz?
 Wzięła w dłoń swoje wyimaginowane okulary i rzuciła nimi w kąt.Koniec terapeuty.
-Mhm.To takie fajne,że obie jesteśmy zakochane!
 Zakochałam się.Nie,to brzmi dziwnie,wcale nie jestem zakochana.To co w końcu?Strasznie mi się podoba,czy nie?Na pewno,na sto procent,na honor mojej babci i dziadka,na życie moich rybek przysięgam,że nie mam zielonego pojęcia,gdyż Harry jest kretynem.Zbyt przystojnym kretynem.
-Ja nie jestem zakochana,ale zafascynowana.Przejdzie mi za kilka dni.(albo nigdy!!!)
 Pam zmarszczyła czoło i uderzyła  mnie pięścią w ramię.
-To weź się zdecyduj!
 Na mojej twarzy pojawił się grymas w wyniku bólu zadanego przez pozornie słabą rączkę,zaczęłam pocierać urażoną skórę oddając jej w postaci kopniaka.Zaśmiała się ignorując fakt,że byłam na nią zła i przysunęła się bliżej.
-Wiesz,co?-zapytała oplatając się rękami wokół mnie i opierając głowę o mnie.-Kocham cię,panno Spark.
-Ah,panno Nevana.-siedziałyśmy obok siebie tkwiąc w mocnym uścisku.-Wiem to,choć jest pani szalona i nienormalna,ja też panią kocham.
 Nasz uścisk przypomniał mi zdarzenie z dzisiejszego poranka,kiedy witałam się z Harrym,zapach jego perfum i miękkość materiału,z którego zrobiony był jego płaszcz,uczucia targające mną w tym momencie również.Głosy krzyczące równocześnie w mojej głowie podczas tego uścisku mówiły równocześnie,ale najwyraźniejsze były słowa „chciałabym tak przytulać cię codziennie” oraz „pamiętam,że cię nienawidziłam,ale nie przypominam sobie,żebyś był tak kochany,jak teraz”.Nie wiem,po prostu nie wiem co powiedzieć.Sobie i innym.Miłość nie jest aż taka zła.Ale ja jej nie czuję,tak dla wyjaśnienia.


*Louis*


-Siema wieśniacy,dosyć tego leżenia i pierdzenia w materace,wstawać,bez gadania!-krzyknąłem jak najgłośniej wpadając do pokoju Harrego i Zayna,którzy nie zrobili sobie dużo z tego,że drę się przez megafon,więc podszedłem do każdego powtarzając kwestię od początku prosto w ich twarze.W końcu,Harry łaskawie otworzył oczy.Ogarnął mnie jednym spojrzeniem,burknął coś w rodzaju „nie dzięki,spierdalaj” po czym odwrócił się i schował pod kołdrą.
-Liam,no weź coś zrób!-szukałem wsparcia u chłopaka,który śpiewał Zaynowi „The Lazy Song” gładząc go delikatnie po twarzy.-A nie uprawiasz jakieś gry wstępne!
Today I don’t feel like doing anything,I just wanna lay in my bed,don’t feel like picking off my phones,so leave the massage after song,cause today I don’t feel like doing anything,nothing at all…-zaczął brunet z uroczym uśmiechem.
 Zayn pokręcił głową pociągając nosem.
-Liaś,nie śpiewaj tego,jesteś dla mnie za dobry…-powiedział niewyraźnie wywołując u bruneta jeszcze szerszy uśmiech.
-Wiem.No dalej,wstawaj,dzisiaj mamy wielki dzień.
 Musiałem uderzyć pięścią w ścianę by poczuć się znów mężczyzną.
-No weźcie wstawajcie wieśniaki.Bo zacznę śpiewać kolędy Behemota.
 Harry zrzucił kołdrę dramatycznym ruchem na podłogę ale pozostał nieruchomo na łóżku przez dłuższą chwilę.
-I co teraz?
-Cii,nie przeszkadzaj,wybudzam po kolei różne partie ciała.
-A co teraz wybudzasz?
-Swój tyłek.
-Ah,no to przepraszam.
 Zayn w końcu postanowił wstać.Podniósł się niezgrabnie,jakby połowa jego ciała była niewładna i zmierzył w kierunku łazienki.Zerknąłem na Liama,który z uśmiechem patrzył w drzwi pokoju,w którym przed chwilą zniknął Mulat jakby miał nadzieję,że chłopak jeszcze wróci.
-Liaś,chodź teraz do Nialla.-powiedziałem rzucając w niego żółtym Skittlesem.Tak,jadłem Skittlesy.Zazdrośni?
 Brunet wstał z łóżka,pchnął Harrego nogą po drodze,ten zaklął coś cicho,gdy spadł na ziemię,ale nie do końca go zrozumieliśmy więc rechocząc jak idioci opuściliśmy pokój.Niby jak wychodziliśmy,Niall już nie spał,ale jego też warto pomęczyć.
 Niesamowite!Niall śpi.
-Ej,czy to nie Pam?Nie,to nie może być ona,przecież Pam nie obściskuje się z byle jakim facetem.Czekajcie,to ona!-zaczął Liam starając się nie wybuchnąć śmiechem,gdy blondyn,który leżał na brzuchu z głową schowaną w poduszce nagle poderwał się do góry i spadł z łóżka,zupełnie jak Harry.
-Ała,jak to boli,ała,tylko nie ta ręka,już trzecia w tym tygodniu,oh,to takie okropne!
-Co?-zapytałem szeleszcząc torebeczką po cukierkach.
 Wynużył się zza łóżka i spojrzał na nas wzrokiem ćpuna.
-Tak sobie gadam.Jeszcze nie odkryłeś,że jestem pojebany?
 Zawsze myślałem,że to ja pełnię tą rolę w zespole…
 Niall zorientował się,że swoim wyznaniem wielce mnie zasmucił,więc dokończył swoją sentencję.
-Ale ty jesteś moim mentorem.
 Mhm,teraz to rozumiem!
 Liam zaczął grzebać w swojej walizce,a Niall wstał i się przeciągnął.Skittlesy mi się skończyły!
-Mmm,Niall uwielbiam…uwielbiam patrzeć jak się przeciągasz,wyglądasz tak…tak smakowicie!-zawołałem niewyraźnie (miałem usta zapchane cukierkami) za wszelką cenę starając się zachować francuski akcent.Ręka na biodro,tyłek wypięty,usta w dziubek,to jest poza typowego francuza.Co nie?
 Niall utrzymał ręce w górze i spojrzał na mnie unosząc jedną brew.Powiedział,że doceni ten komplement jeśli dodam,że powiedziała to Pam.
-To znaczy-zacząłem łkać strasznie głośno i upadłem na ziemię-że ty mnie nie kochasz!
Niall upadł obok mnie i przyciągnął do siebie.
-Nie Louis,nie o to mi chodziło!Kocham ciebie i ten twój wielki tyłek!
 A to już mi lepiej.
 Siedzieliśmy chwilę w ciszy,gdy Liam spojrzał na mnie i Nialla po czym nagle wybuchł głupawym śmiechem.
-Teraz rozumiem!-padł na łóżko łapiąc się za brzuch.-Niall powiedział,”trzecia ręka”,a przecież on ma tylko dwie!To był żart!Ha ha ha,ale ty jesteś zabawny!
„Drogi pamiętniczku!Dzisiaj działo się tyle fajnych rzeczy.Okazało się,że ja jestem pojebany,Niall jest pojebany,a Liam chory psychicznie,czyli żadna nowość.I jadłem Skittlesy!”.Tak pewnie wyglądałby wpis w moim pamiętniku,gdybym go miał.Zapisałbym to krwią...Nie no,żartuję.(a może nie?!?!)
                                                      **********************
 Co to był za dzień!Całe siedem godzin odwalania najgłupszych rzeczy przed kamerą…Nabazgrałem Pudzianowskiemu na czole członek męski,Niall gadał o rozmawianiu z biustem wielu celebrytów,Harry stwierdził,że umie latać,Zayn został ninją,a Payne Train to nowa ksywa Liama. A najlepsze było to,że przyleciała El!Czy ten dzień może być jeszcze lepszy?
 No więc mieliśmy się już zbierać do wyjścia z hotelu,gdy zatrzymał nas Harry pod pretekstem „pewnej propozycji”.Wszyscy siedzieliśmy w kółku przy stole zastanawiając się,czy spróbować.
-Co myślicie?-odezwał się w końcu Niall nie odrywając wzroku z małej torebki leżącej na środku stołu.
-To chyba nie jest dobry pomysł.-powiedział Liam z twarzą wykręconą w grymasie zamyślenia.-Chociaż…
-Dzięki temu mogliśmy się dobrze zabawić,bez ryzyka kaca następnego dnia.-argument Harrego był dosyć przekonujący,zważywszy na to,że każdy nienawidzi tego skutku ubocznego spożycia alkoholu.
-Jebać system!Biorę!-machnąłem obojętnie ręką i pierwszy wyciągnąłem się po paczuszkę wypełnioną jointami.-Raz chyba nikogo nie zabił,co nie?
-Ta,system…-Liam wciąż nie wydawał się do końca przekonany,ale ostatecznie zażył odrobinę razem z nami.
 Już po dwóch minutach poczuliśmy cudowne i magiczne skutki.
-Ej,idziemy gdzieś teraz?-zapytał Zayn kręcąc się po pokoju w kółko.-Czy…ah,ten rower jakiś dziwny jest.Czemu on ma kwadratowe koła?Nie da się jeździć!Dzwonię do elektryka,on może naprawi mi to dziwne coś…Jak to się nazywa?
 Harremu zdążyło się odrobinę przysnąć,więc lekko trąciłem go nogą,a ten podniósł wzrok na mnie i na Mulata łażącego wszędzie z telefonem.
-Ty,ale nie śpiesz się tak,bo zgubisz drogę.
-Gadasz bez sensu!-zaprotestował Liam,tyle że zaprotestował do swojego odbicia w lustrze.
-Gościu,jesteśmy tutaj.
-Ah…-odwrócił się i chwilę szukał nas kompletnie nieobecnym wzrokiem,aż zobaczył Harrego,na którego pokazał palcem(tak naprawdę pokazywał na Nialla po drugiej stronie pokoju,ale byliśmy na haju,więc nam też się wydawało,że pokazuje prawidłowo)-…ty gadasz bez sensu,bo on idzie wzdłuż drogi,to nie możliwe,żeby się zgubił.
 Nigdzie nie było żadnej drogi,to już wyobraźnia Liama.No może poza tą dziwną ścieżką usłaną kwiatkami na suficie...Zaraz,to żyrandol.
-Ale panie władzo,to nie ja!-zaprotestował Harry,któremu plątał się język.
 Na te słowa wszyscy wybuchliśmy śmiechem,ale takim bardzo nietypowym,bo strasznie powolnym,jakby ktoś opowiedział nam kawał a my analizowaliśmy go w myślach,chichocząc z każdego zabawnego fragmentu.To się nazywa śmiechem zjaranego.
 Postanowiłem posłuchać chwilę dosyć interesującej konwersacji między Pam i Niallem,którzy zawzięcie kłócili się o jakieś dziwne rzeczy.
 Siedzieli tyłem do siebie oparci o swoje plecy.
-Mówię ci przecież,że Jack utonął,bo zamarzł,woda w oceanie jest trylionotysiąc razy gorętsza…zimniejsza niż taka jak w muszli klozetowej.
-Nie,utonął,bo ta,jak jej tam,go zepchnęła,a na tej desce było miejsce dla dwojga…tłusta suka.
 Oboje prychnęli śmiechem.
-Ale ty jesteś zabawna.Ale kamień i tak wygrywa.
-Nożyczki!
-Simba czy Mufasa?-znów zmienili temat.
-Hm,żaden.Ja zawsze lubiłam tego latającego ptaka.
-Też mam latającego ptaka!
 Znów usłyszałem śmiech.Pam przesunęła się w prawo,więc stracili podparcie dla pleców i upadli na ziemię nie przestając się cieszyć.
 Mrugnąłem dwukrotnie i spojrzałem na El,która leżała obok mnie opierając głowę o moje nogi.
-El,śpisz?
-Nie.
Głębokie zamyślenie.
-A powinnaś.
 Przekręciła się przodem do mnie i zmierzył dziwnym wzrokiem,znów wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Patrzcie,jaki on jest przystojny…Matko,gościu,mam na ciebie ochotę!-zawołał Liam zarywając do swojego odbicia w lustrze.
-Liam ale…-zaczął Harry,który jak na razie zachowywał się najspokojniej,ale mu przerwałem.
-Zostaw.On ma wewnętrzne potrzeby,niech go wyrwie,zabawi się jedną noc i od razu poczuje się lepiej.
-A skąd ty wiesz,co on chce?!Może ten facet ma uczucia?!-brunet nagle się uniósł i rzucił na mnie,ale po drodze zachwiał się stojąc na kolanach i upadł na ziemię.Znów śmiech!
-Chcę mi się coś zjeść.Zadzwonię po pizzę do tego cholernego elektryka.-odezwał się Zayn i zaczął naciskać na banana,którego trzymał w ręce.
-Ty idioto!-Harry ponownie się podniósł,podszedł do Mulata i wyrwał mu „słuchawkę” z ręki.-Wybrałeś zły numer…
 Brunet pokręcił głową wystukując odpowiednia kombinację przycisków i wręczył byłemu właścicielowi.Zayn szczerze mu podziękował mówiąc „powinieneś zostać astronautą,jesteś taki ładny”.
-Pali się!-krzyknęła nagle Vic.Wszyscy odwróciliśmy głowy patrząc na nią zdziwieni.-A nie,wybaczcie,to nie dzisiaj…Nie pamiętam.Harry,którego jest ta wizyta?
-Ale która?
-No ta,co jest jutro.
-Eee…chyba za miesiąc.
 Vic uśmiechnęła się i podeszła chwiejnie bliżej chłopaka.
-Pomyliłeś się.Za miesiąc mamy rok przystępny,więc to będzie w następnym tygodniu.
 Harry uderzył się otwartą dłonią w czoło z wielką skruchą.
-No tak!Ale ja jestem…jakie to było słowo?Chyba lekkosłowny.Tak,to było to.
Liam zaczął obmacywać tego seksownego faceta w odbiciu,Niall opowiadał zboczone kawały,Victoria łaziła za Harrym,Zayn kłócił się z elektrykiem przez banana a ja i El…zapomniałem.Nagle poczułem,że głowa zaczyna mnie boleć,wykonałem więc wielki wysiłek i sięgnąłem po połowicznie opróżnioną torebeczkę.Zaciągnąłem się ponownie i…reszty nie pamiętam.Tylko to,że inni podążyli moim śladem.

*********************************************************************************

Po pierwsze:PRZEPRASZAM,ŻE ROZDZIAŁ TAK PÓŹNO.W pierwszy czwartek po świętach straciłam rachubę czasu,nic nie zdążyłam napisać,a teraz jak dodaję,to okazuje się,że napisałam dwa razy tyle...Trudno,będzie spokój do kolejnego czwartku :D
Po drugie:nadszedł ten piękny dzień zmiany adresu,teraz stronę można znaleźć na fall-in-love-for-you.blogspot.com 
Tak więc,nowy adres jest,nowa nazwa jest...teraz czekam tylko na zwiastun i szablon :)
 Chyba zacznę pisać imaginy...Kiedyś.